10881, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
IWAN JEFRIEMOW Jezioro Ducha G�rKilka lat temu przeprowadza�em zwiad geologiczny grzbietu Listwiaga, le��cego w�rodkowej cz�ci A�taju, w rejonie g�rnego biegu rzeki Katu�. Moim celem by�o w�wczasz�oto. Nie znalaz�em wprawdzie �adnych bogatszych pok�ad�w tego kruszczu, ale nie�a�owa�em straconego czasu, gdy� uwielbiam wr�cz cudowne krajobrazy A�taju.Na trasie mojego zwiadu nie by�o niczego szczeg�lnego. Listwiaga jest grzbietemstosunkowo niskim, pozbawionym wiecznych �nieg�w, a wi�c i roziskrzonych cudownielodowc�w, wysokog�rskich jezior, gro�nych turni i ca�ego tego alpejskiego pi�kna, kt�redzia�a na wyobra�ni� w wy�szych pasmach g�rskich. Jednak surowy urok masywnychkamiennych wzg�rz, pr꿹cych swe grzbiety nad k�dzierzaw� tajg�, i g�ry, rozfalowane zanimi jak morze, by�y mi wystarczaj�c� nagrod� za do�� w gruncie rzeczy uci��liw� prac� wrozleg�ych dolinach b�otnistych strumieni, gdzie przede wszystkim szuka�em swojego z�ota.Lubi� przyrod� p�nocy za jej chmurna milkliwo��, monotoni� barw i pierwotnadziewiczo��. Lubi� samotno�� w miejscach, kt�rych do tej pory nie dotkn�a pewnie stopacz�owieka i nie zamieni� jej na poczt�wkow� jaskrawo�� Po�udnia, pchaj�c� si� natr�tnie woczy. W momentach nostalgii, t�sknoty za natur�, za swobod�, kt�re zdarzaj� si� ka�demuterenowcowi znudzonemu �yciem w wielkim mie�cie, przed oczyma staj� mi szare ska�y,o�owiane morze, pozbawione wierzcho�k�w pot�ne modrzewie i chmurne matecznikiwilgotnych �wierkowych las�w...Kr�tko m�wi�c by�em zadowolony z otaczaj�cej mnie monotonii i z przyjemno�ci�wykonywa�em swoj� prac�. Chcia�em j� zako�czy� jak najszybciej, bo mia�em do za�atwieniajeszcze jedn� spraw� - musia�em spenetrowa� pok�ady pierwszorz�dnego azbestu w�rodkowym biegu Katunia, opodal du�ej wsi Czema�. Najkr�tsza droga w tym kierunkubieg�a obok najwy�szego na A�taju Grzbietu Katu�skiego, dolinami G�rnego Katunia. Podoj�ciu do wsi Ujmon musia�em przekroczy� do�� wysoki Grzbiet Terekty�ski i przezOndugaj ponownie zej�� w dolin� Katunia. Mimo po�piechu, zmuszaj�cego mnie docodziennego pokonywania wielkich odleg�o�ci, dopiero na tej trasie pozna�em prawdziwepi�kno A�taju.Doskonale pami�tam moment, kiedy wraz ze sw� niewielk� karawan� po d�ugiejw�dr�wce przez mieszany las iglasty zszed�em do doliny Katunia. W tym miejscunapotkali�my rozleg�e, g�adkie jak st� trz�sawisko, kt�rego pokonanie zaj�o nam bardzowiele czasu. Konie zapada�y si� po brzuchy w brunatne b�ocko ukryte pod ko�uchem traw ika�dy metr drogi kosztowa� nas wiele wysi�ku. Nie zatrzyma�em jednak karawany na nocleg,gdy� postanowi�em jeszcze tego samego dnia przeprawi� si� na prawy brzeg Katunia.Ksi�yc zab�ysn�� nad g�rami i w jego �wietle bez trudu mo�na by�o posuwa� si�dalej. R�wny �oskot wartkiej rzeki powita� nas na brzegu Katunia, kt�ry w ksi�ycowymblasku wydawa� si� bardzo szeroki. Kiedy jednak przewodnik wjecha� na swymdereszowatym koniu w jego nurt, a za nam ruszyli pozostali, okaza�o si�, �e woda si�gakoniom zaledwie do kolan. Bez trudu przeprawili�my si� na drugi brzeg. Po wydostaniu si� znadbrze�nej ��ki zn�w trafili�my na bagno, kt�re Sybiracy nazywaj� karagajmikiem. Zmi�kkiego dywanu mch�w stercza�y tu i �wdzie cherlawe �wierki, a mi�dzy nimi mn�stwowysokich k�pek poro�ni�tych such�, ostr� turzyc�. W takim miejscu konie musia�yby przezca�� noc �czyta� gazet�, to znaczy zosta� do rana bez paszy, postanowi�em wi�c jecha� dalej.Teren wznosi� si� ku g�rze, wi�c by�a nadzieja, �e nied�ugo wydostaniemy si� nasuche miejsce. �cie�ka ton�a w mrocznej czerni lasu �wierkowego, a nogi koni w mi�kkimdywanie mch�w. Szli�my tak chyba z p�torej godziny, zanim las nie zacz�� rzedn��.Pojawi�y si� jod�y i limby, mech prawie znikn��, ale podej�cie zamiast si� sko�czy�, stawa�osi� coraz bardziej strome. Ka�dy z nas udawa� zucha, ale po ca�odziennym marszu dwiegodziny stromego podej�cia w nikim nie wzbudza�y entuzjazmu. Dlatego wszyscy ucieszylisi�, kiedy kopyta koni zat�tni�y na twardym grunede, krzesz�c podkowami iskry z kamieni iukaza� si� niemal p�aski szczyt wzg�rza. By�a tu i trawa dla koni, i suche miejsceodpowiednie do rozbicia namiot�w. Konie b�yskawicznie zosta�y rozjuczone, namiotyustawione pod gigantycznymi limbami i po codziennej ceremonii wypicia wiadra herbaty iwypalenia fajek zapadli�my w g��boki sen.Obudzi�o mnie jaskrawe �wiat�o. Wyskoczy�em z namiotu. Do�� silny wiatr ko�ysa�ciemnozielonymi ga��ziami limb, wznosz�cych si� tu� przed wej�ciem do namiotu. Mi�dzydwoma drzewami z lewej strony by� szeroki prze�wit, a w nim, jak w czarnej ramie, wisia�y wr�owawyrn �wietle zarysy czterech bia�ych turni. Powietrze by�o zdumiewaj�co przejrzyste.Po stromych o�nie�onych zboczach sp�ywa�y wszystkie mo�liwe odcienie jasnej czerwieni.Nieco ni�ej, na wypuk�ej powierzchni b��kitnego lodowca, le�a�y ogromne, sko�ne pasmagranatowych cieni. Ten niebieski fundament jeszcze bardziej wzmaga� lekko�� g�rskicholbrzym�w �wiec�cych w�asnym �wiat�em, podczas gdy rozpo�cieraj�ce si� za nimi niebowygl�da�o jak morze czystego z�ota.Min�o kalka minut. S�o�ce wznios�o si� wy�ej, z�oto nabra�o barwy purpury, zeszczyt�w sp�yn�a r�owo�� i ust�pi�a miejsca czystemu b��kitowi, a lodowiec zab�yszcza�jak szczere srebro.D�wi�cza�y dzwonki, pod drzewami rozlega�y si� nawo�ywania robotnik�wsp�dzaj�cych konie do judzenia, (zwijano ob�z i wi�zano juki, a ja wci�� wpatrywa�em si�, wtriumfalny marsz �wiat�a. Po ciasnocie le�nych �cie�ek, po horyzoncie zamkni�tym lini�surowych, kamiennych wzg�rz otaczaj�cych tundr� ukaza� mi si� nowy �wiat blasku idelikatnej gry rozmigotanych s�onecznych promieni.Jak wi�c widzicie, moja mi�o�� do o�nie�onych szczyt�w wysokiego A�taju by�anami�tno�ci� od pierwszego wejrzenia. Md�o�� ta nigdy potem nie sprawi�a mi zawodu, leczzawsze ofiarowywa�a mii wci�� naw� doznania. Nie podejmuj� si� opisa� wra�enia, jakiesprawia� na mnie widok nieprawdopodobnie przezroczystej wody b��kitnych lubszmaragdowych wysokog�rskich jezior czy iskrz�cego si� niebiesko lodu. Chc� tylkopowiedzie�, �e o�nie�ane szczyty zawsze sprawia�y mi niemalfizyczn� rozkosz, wzbudza�y dojmuj�c� �wiadomo�� pi�kna natury. Te niemalmuzyczne akordy �wiat�a, cienia i barw g�osi�y �wiatu rado�� p�yn�c� z harmonii. I ja,cz�owiek nader przyziemny, w tym �wiecie g�r zupe�nie zmieni�em sw�j stosunek dorzeczywisto�ci i bez w�tpienia temu nowemu spojrzeniu na �wiat zawdzi�czam w jakiej�mierze moje odkrycia, o kt�rych zaraz opowiem.Po przekroczeniu najwy�szego punktu trasy zszed�em ponownie do doliny Katunia, poczym znalaz�em si� na Ujmo�skim Stepie, w p�askiej kotlinie ze znakomitymi pastwiskamidla koni. Na Grzbiecie Terekty�skim nie poczyni�em �adnych interesuj�cych obserwacjigeologicznych. Dotar�em do Ondugaju i stamt�d wys�a�em swego pomocnika do Bijska zkolekcj� minera��w i wyposa�eniem wyprawy, gdy� pok�ady azbestu mog�em zbada� bezci�kiego sprz�tu ii bez pomocy robotnik�w. We dw�jk� z przewodnikiem na �wie�ychkaniach dotarli�my niebawem do Katunia i zatrzymali�my si� na wypoczynek w osiedluKajancza.Herbata z wonnym miodem bardzo nam smakowa�a, d�ugo wi�c siedzieli�my przyg�adko heblowanym stole w ogr�dku. M�j przewodnik, ma�om�wny i do�� ponury zusposobienia Ojrota, ssa� swoj� okut� miedzi� fajk�, ja za� wypytywa�em gospodarza orzeczy godne obejrzenia w dalszej drodze do Czama�u. Gospodarz, m�ody nauczyciel oszczerej, mocno opalonej twarzy, ch�tnie zaspokaja� moj� ciekawo��.- A poza tym, towarzyszu in�ynierze - powiedzia� mi�dzy innymi - niedaleko Czama�unatkniecie si� na ma�� wioszczyn�. Mieszka w niej nasz s�awmy artysta, Czorosow,pewnie�cie o nim s�yszeli. Dziadek jest wprawdzie do�� przykry w obej�ciu, ale jak mu kto�przypadnie do serca, to wszystko poka�e, a pi�knych obraz�w ma ca�e fury.Przypomnia�em sobie obrazy Czorosowa, kt�re ogl�da�em w Tomsku i w Bijsku,zw�aszcza �Koron� A�taju� i �Chan-A�taja�. Obejrzenie dzie� Czorosowa w jego w�asnejpracowni, kupienie jakiego� szkicu mog�oby sta� si� niez�ym ukoronowaniem mojej poro�ypo A�taju.W po�owie nast�pnego dnia ujrza�em z prawej strony szeroki jar wskazany mi przezprzewodnika. Kilka nowych dom�w z jasno��tego modrzewia rozsiad�o si� na zboczu poddrzewami. Wszystko wygl�da�o dok�adnie tak, jak mi to opisa� m�ody nauczyciel, wiec bezwahania skierowa�em konia do domu malarza Czorosowa.Spodziewa�em si� zobaczy� opryskliwego starca, wi�c zdziwi�em si�, gdy na ganekwyszed� ruchliwy, szczup�y m�czyzna o bystrych oczach. Dopiero gdy przyjrza�em si�uwa�niej jego ��tawej mongolskiej twarzy, zauwa�y�em wyra�n� siwizn� w ostrzy�onych naje�a w�osach i kr�tkich w�sach. G��bokie zmarszczki pokrywa�y zapad�e policzki i wypuk�ewysokie czo�o. Zosta�em powitany uprzejmie, ale niezbyt serdecznie i nieco za�enowanywszed�em za gospodarzem do domu.Prawdopodobnie m�j szczery zachwyt pi�knem A�taju sprawi�, �e Czorosow sta� si�przyst�pniejszy. Do dzi� pami�tam jego lapidarne opowie�ci o szczeg�lnie godnych uwagiokolicach jego ukochanych g�r, stanowi�ce dow�d niezwyk�ego wr�cz zmys�uobserwacyjnego.Pracownia, wielka izba pozostawiona w surowym drewnie z ogromnymi oknami,zajmowa�a po�ow� domu. W�r�d mn�stwa szkic�w i niewielkich obraz�w wyr�nia� si�jeden, kt�ry od razu mnie zainteresowa�. Czorosow wyja�ni� mi, �e jest to niewielka replikawielkiego p��tna �Deny-Der� (Jezioro Ducha - G�r), kt�re znajduje si� w jednym zsyberyjskich muze�w.Opisz� ten niewielki obraz szczeg�owo, gdy� jest to konieczne dla zrozumieniadalszego ci�gu mojej relacji.Obraz b�yszcza� w promieniach wieczornego s�o�ca swymi nasyconymi barwami.B��kitnoszara tafla jeziora, znajduj�ca si� w centrum p��tna, tchnie ch�odem i milcz�cymspokojem. Na pierwszym planie, obok kamieni na p�askim brzegu, gdzie zielone sp�achet... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl