10902, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
K. W. Jeter - Mandaloriańska zbrojaROZDZIAŁDZI...równolegle do wydarzeńPowrotu JediŻywi sš zawsze więcej warci niż martwi.To była jedna z generalnych zasad podręcznika łowców nagród -jeżeli taki istniał. Dengar nie musiał jej sobie przypominać, przeczesujšc posępne, kłujšce oczy słonecznym blaskiem przestrzenie Morza Wydm. W tej chwili jednak znajdował wyłšcznie trupy, co nie wróżyło zbyt dobrze, bioršc pod uwagę zerowy stan jego konta. Zrobiłbym lepiej, pomylał, gdybym się wyniósł z tej żałosnej planety. Tatooine nie przyniosła mu więcej szczęcia niż innym uwięzionym na niej istotom mylšcym. Niektóre planety już takie sš...I tak musiał przyznać, że miał mniejszego pecha niż co poniektórzy. Zwłaszcza wtedy, gdy stawiajšc na osypujšcym się zboczu wydmy kolejny utrudzony krok nogš w ochraniaczu, poczuł dłoń zaciskajšcš mu się wokół kostki i powalajšcš go na ziemię.- Co u licha... -jego pełen zdumienia okrzyk zamilkł, zanim zdšżył wzbudzić echo pomiędzy wydmami. Przetoczył się na plecy i wyszarpnšł blaster z kabury. Nie wystrzelił jednak, kiedy zobaczył, co uczepiło się jego nogi. Przewracajšc się wyrwał z lotnych piasków, które utworzyły płaski grób, rękę jednego z martwych osobistych ochroniarzy Jabby. Zaprogramowane odruchy rękawicy bojowej wojownika sprawiły, że martwa dłoń zacisnęła się wokół kostki Dengara jak pułapka na pustynnego szczura.Dengar schował broń do kabury, usiadł i zaczšł odrywać od buta zacinięte palce.Trzeba się było trzymać od niego z daleka powiedział na głos. wiszczšcy wiatr hulajšcy po Morzu Wydm odsłonił puste oczodoły martwego ochroniarza. - Tak jak ja. - Mieszanie się w spory innych istot zawsze le się kończyło. Eksplodujšca barka żaglowa Jabby pogrzebała cały kontyngent najtwardszych najemników galaktyki, w tym wielu łowców nagród. Gdyby byli choć w połowie tak sprytni, jak twardzi, Dengar nie przeczesywałby teraz pustyni w poszukiwaniu ich broni, zbroi i innych nadajšcych się do użycia szczštków.Uwolnił but i wstał.Może następnym razem będziesz miał więcej szczęcia powiedział do trupa.Jego rada przyszła jednak za póno, by sprawić tamtemu różnicę. Dengar zarejestrował w swoim banku pamięci wyglšd zwłok z zaciniętymi palcami i ustami pełnymi piachu, jako kolejny dowód tego, o czym od dawna wiedział: ten, kto przychodzi po bitwie, sprzšta to, co po niej zostało.I to na wiele różnych sposobów. Stał na szczycie wydmy, osłaniajšc oczy przed blaskiem podwójnych słońc Tatooine, i przyglšdał się pochyłoci zbocza. Zwłoki innych wojowników i strażników, rozcišgnięte pomiędzy skałami lub na wpół zakopane w piachu, jak te, które zostawił teraz za sobš, wskazywały, że dotarł do cichego i martwego epicentrum całego wydarzenia, którego tak mšdrze zdołał uniknšć.Inne dowody: szczštki i odłamki, pozostałoci wraku repulso-rowej barki żaglowej, która służyła Jabbie za latajšcš salę tronowš, zamiecały okoliczne wydmy. Fragmenty palankinu, osłaniajšcego olbrzymie ciało Jabby przed południowym słońcem, szarpane teraz przez goršcy wiatr ogień blasterów i siła uderzenia o ziemię zamieniły kosztownš sorderiańskš tkaninę w zszargane szmaty. Dengar zobaczył kolejne ciała strażników Jabby, wcinięte twarzami w goršcy piasek, pozbawione broni, którš zdšżyli rozkrać Ja-wowie. Już nigdy nie będš walczyć w obronie trzęsšcego się cielska swojego szefa. Nawet w tym suchym upale Dengar czuł mdlšcš woń mierci. Zapach dobrze znany - pracował jako łowca nagród i najemnik dostatecznie długo, by się z nim oswoić nie towarzyszyła mu jednak inna woń, którš spodziewał się tu wyczuć: pieniędzy. Zaczšł schodzić w dół zbocza w stronę odległego wraku.Kiedy tam w końcu dotarł, nigdzie dookoła nie zauważył ladu ciała Jabby. Nie zdziwiło go to, kiedy tak dgał gruz złamanymmetalowym prętem jak kosš. Niedługo po bitwie zobaczył odlatujšcy stšd huttański transportowiec; to on włanie naprowadził go na to miejsce. Niewštpliwie gdzie tutaj znajdowały się zwłoki Jabby. Huttowie mogli sobie być chciwymi, wiecznie głodnymi kredytów zwałami sadła Dengar w pewnym sensie podziwiał te ich cechy ale nie można im było odmówić pewnej lojalnoci w stosunku do pobratymców. Wiadomo zabij Hutta, a znajdziesz się po uszy w gnoju nerfa. Nie była to zresztš kwestia ewentualnych ciepłych uczuć, jakie Huttowie mogliby żywić w stosunku do przedstawicieli swojej rasy, tylko raczej przejaw ich słynnej megalomanii w połšczeniu ze zdrowym instynktem samozachowawczym.I to by było na tyle, jeli chodzi o Luke'a Skywalkera i resztę jego bandy, pomylał Dengar, gdy koniec jego pręta natrafił na lepki i obrzydliwy dowód mierci Jabby. Tak jakby ta żałosna banda rebeliantów nie miała doć problemów z Imperium, polujšcym na nich po całej galaktyce - teraz do przedstawicieli władzy dołšczy też liczny klan pobratymców Jabby. Dengar pokręcił głowš-nie spodziewał się, że ten Skywalker i jego kumpel Han Solo tak bardzo zlekceważš skłonnoć Huttów do chowania urazy.Nawet bez rozkładajšcego się pod żarem dwóch słońc trupa Jabby, miejsce mierdziało niemiłosiernie. Dengar uniósł ciężki łańcuch, zakończony poskręcanym ogniwem, osmalonym i nadtopionym ogniem blastera. Kiedy ostatni raz widział te żelazne pęta, jeszcze w pałacu Jabby, były przymocowane do metalowego kołnierza na szyi księżniczki Leii. Teraz pokrywał je wyschnięty nalot ohydnej wydzieliny linowej Jabby. Jabba musiał mieć nie-lekkš mierć, pomylał Dengar puszczajšc łańcuch, bo i sam był nielekki.Dowiedział się o bitwie od kilku ocalałych strażników, którzy zdołali dowlec się do pałacu. Kiedy Dengar stamtšd wychodził, by udać się na pustkowia Morza Diun, większoć pozostałych w pałacu zbirów i opryszków była zajęta rozbijaniem beczułek wina, znalezionych w chłodnych, wilgotnych piwnicach pod pałacem. Zamierzali w orgii pijaństwa utopić żałoć i smutek, że nie figurujš już na licie płac Jabby.Tak, ty też jeste wolny. Dengar uniósł nie naruszonš kapsułę delikatesowš, którš wykopał czubkiem buta. Żywy rarytas w jej wnętrzu- trufiit, jeden z ulubionych przysmaków Jabby - skrobał o ceramicznš pokrywę kapsuły z wytłoczonš na niej charakterystycznš pieczęciš firmy Fhnark i Spółka z napisemDelikatesy" i sloganem reklamowym Zaspokajamy najbardziej zdegenerowane apetyty w galaktyce". - Jeli w ogóle wiesz, co to znaczy. - Jego własne gusta kulinarne nie obejmowały pajškowa-tych, ociekajšcych galaretš stworzeń w rodzaju truflita; przycisnšł palec w rękawicy do zamka kapsuły i otworzył jš. Odżywczy gaz, podtrzymujšcy przy życiu truflita przez całš drogę z planety, na której się narodził gdziekolwiek się znajdowała wydostał się z sykiem z kapsuły.- Ciekawe, jak długo tu pożyjesz. - Truflit wypadł na piach, wdrapał się na but Dengara i pomknšł w stronę następnej wydmy. Dengar wyobraził sobie Jedca Tusken, który znajduje na piasku tę egzotycznš smakowitoć, kompletnie zaskoczony jej widokiem.Na wydmach został jeden spory fragment wraku, zbyt duży, by Jawowie zdołali go wyszabrować. Twardy durastalowy kil barki żaglowej, sczerniały od wybuchu, który zniszczył pozostałš częć kadłuba, wyrastał pod ostrym kštem z miejsca, gdzie rufę pogrzebało skalne rumowisko. Dengar obmacał wypukłš metalowš powierzchnię prawie metrowej szerokoci, po czym wspišł się wyżej aż na szczštki dziobu, z którego pozostało tylko ożebrowanie, sterczšce w górę ku bezchmurnemu niebu. Otoczył ramieniem jednš z belek, a drugš rękš wysupłał zza paska elektrolornetkę i przysunšł do oczu. Na dolnej krawędzi pola widzenia zmieniały się cyfry lokatora zasięgu, gdy badał horyzont.Bezcelowa podróż, pomylał z niesmakiem Dengar. Wychylił się mocniej znad belki, nadal przepatrujšc pustynię przez lornetkę. Jego kariera jako łowcy nagród nigdy nie była tak błyskotliwa, żeby nie musiał czasem grzebać w resztkach po innych, tak jak teraz. Człowiekowi niełatwo było utrzymać się w tym fachu, bioršc pod uwagę niezliczone inne gatunki zamieszkujšce galaktykę, które się nim trudniły a wszystkie paskudniej sze i bardziej bezwzględne od niego; na domiar złego były jeszcze roboty. Był więc przyzwyczajony do grzebania w odpadkach jak padlinożerca. Nie byłoby le, gdyby udało mu się znaleć choćby jednego rozbitka. Może zapłaciłby mu za ratunek albo skłonił krewnych czy współpracowników do wymiany za okup. Dwór więtej pamięci Jabby był bogaty i oferował wiele możliwoci zarobku, cišgały więc tam nie tylko lokalne szumowiny z Tatooine.Jednak szczštki, które tutaj znalazł - kilka przetrzšniętych już i połamanych fragmentów barki żaglowej i towarzyszšcych jej jako eskorta skoczków - to wszystko nie było warte nawet dwóch10sztabek ołowiu. Jeżeli znajdowało się tu co, co miało jakškolwiek wartoć, już dawno odholowali to Jawowie swoimi powolnymi, gšsienicowymi czołgami piaskowymi, pozostawiajšc za sobš same koci i bezwartociowe odpadki.Równie dobrze mogę tu zostać, pomylał. I zaczekać. Posłał narzeczonš, Manaroo, na pokładzie swojego statku, Karzšcej Ręki", wysoko w górę, na rekonesans okolicznych terenów. Niedługo dziewczyna zakończy zadanie i wróci, żeby go zabrać.Rozpamiętywał przez chwilę swojš frustrację, która momentalnie ustšpiła miejsca zaskoczeniu, kiedy kil barki nagle wyprostował się prawie do pionu. Pasek elektrolornetki wbił mu się w gardło, gdy urzšdzenie poleciało do tyłu. Trzymał się oburšcz belki, która poszybowała w górę celujšc w niebo, tak kurczowo, jakby był na miotanym sztormem oceanie, a nie na piaszczystej pustyni.Osmalony metal obracajšcego się kilu ze zgrzytem otarł się o magazynki z amunicjš na jego piersi. Dengar patrzył, jak otaczajšce go wydmy falujš powolnym, sejsmicznym rytmem w kontrapunkcie do ruchu szczštków barki, poszarpanych klifów skał sterczšcych z piasku i osypujšcych się wydm, wród wzbijajšcych się w niebo i przesłaniajšcych słońca obłoków pyłu.Zbocza wydm wokół wraku... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl