10903, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SPISEK XIZORADla Andrew Slaca, Mary Mayther Slac i Gary 'ego SlacaROZDZIAŁDZI...Równolegle do wydarzeńPowrotu JediStrach to pożyteczna rzecz.Była to jedna z najważniejszych nauk, jakie mógł poznać łowca nagród. A Bossk uczył się tego włanie teraz.Przez okno kokpitu Wciekłego Psa" widział wybuchy, które rozdarły na ogniste strzępy poczerniałej durastali tamten statek -Niewolnika I" Boby Fetta. Jednoczenie ogłuszył go wybuch szerokopasmowych zakłóceń statycznych, dochodzšcych z komlinka jak elektromagnetyczny jęk mierci. Przenikliwy, wielooktawowy dwięk wylewał się z głoników Wciekłego Psa" przez dobrych kilka minut, dopóki ognista apokalipsa nie pochłonęła ostatniego obwodu na pokładzie statku Fetta.Wreszcie, gdy już mógł słyszeć własne myli, Bossk spojrzał w pustš przestrzeń, tam, gdzie jeszcze przed chwilš znajdował się Niewolnik I". Na tle zimnego, rozgwieżdżonego nieba tylko kilka strzępów rozżarzonego do białoci metalu powoli przygasało w stłumionš czerwień, oddajšc żar próżni.On nie żyje, pomylał Bossk z dzikš satysfakcjš. Nareszcie. Wszystkie atomy, które składały się na ciało więtej pamięci Boby Fetta, także dryfowały teraz w przestrzeni, nareszcie nieszkodliwe. Zanim przeniósł się na własny statek, Bossk zdołał na pokładzie Niewolnika I" zainstalować tyle detonatorów termicznych, żeby z wszystkiego, co tam żyło, pozostały wyłšcznie popioły i paskudne wspomnienia.A więc jeli wcišż odczuwał lęk, jeli żołšdek wcišż ciskał mu się na wspomnienie mrocznej, przesłoniętej wizjerem twarzyBoby Fetta, musiała to być całkowicie irracjonalna reakcja. On nie żyje, nie ma go...Ciszę panujšcš w kokpicie Psa" zakłóciło ledwie słyszalne piknięcie pochodzšce z panelu kontrolnego. Bossk spojrzał w dół i stwierdził, że teletransponder wychwycił w najbliższym sšsiedztwie obecnoć drugiego statku. Jeli wierzyć koordynatom, jakie pojawiły się na ekranie, musiał on siedzieć na karku Wciekłego Psa".W dodatku był to statek znany jako Niewolnik I". Profil ID pasował idealnie.To niemożliwe, pomylał oszołomiony Bossk. Serce na krótkš chwilę zamarło mu w piersi, po czym niepewnie podjęło pracę. Przed eksplozjš odczytał ten sam profil ID z drugiej strony swojego statku i obrócił Wciekłego Psa" akurat na czas, aby ekran wypełniła ogromna kula eksplozji.Nagle zdał sobie sprawę, że nie widział samego Niewolnika I". A to znaczy, że...Bossk usłyszał inny dwięk, jeszcze cichszy, dochodzšcy z innego miejsca statku. Kto jeszcze tam był. Czujne zmysły Trando-szanina zarejestrowały molekuły innego stworzenia, kršżšce po zamkniętym obiegu wentylacji statku. Bossk wiedział, do kogo należš.On tu jest. Krew w żyłach Bosska zamieniła się w lód. Boba Fett...Bossk czuł, że jakim cudem wyprowadzono go w pole. Eksplozja nie pochłonęła ani Niewolnika I", ani jego pasażerów. Nie miał pojęcia, jak się to Fettowi udało, ale się udało. A ogłuszajšcy wrzask elektroniczny, który wypełnił kokpit, wystarczył, aby ukryć wtargnięcie Boby Fetta na pokład Wciekłego Psa". Hałas trwał doć długo, aby Fett zdšżył wedrzeć się do włazu i uszczelnić go za sobš.Z głonika na sklepieniu kokpitu odezwał się nagle głos, który nie należał ani do Bosska, ani do Boby Fetta.- Dwadziecia sekund do detonacji - oznajmił chłodny, pozbawiony emocji głos autonomicznej bomby. Tylko największe modele miały takie obwody ostrzegawcze.Strach rozpucił lód w żyłach Bosska, który wyskoczył z fotela pilota i zanurkował w korytarz za swoimi plecami.W pomieszczeniu ze sprzętem awaryjnym Wciekłego Psa" rzucił się na zawartoć jednej z szafek, rozdzierajšc jš uzbrojonymi w pazury łapami. Pies" już niedługo pozostanie statkiem; zakilka sekund odliczanie trwa zmieni się w rozżarzone stalowe odpadki, otoczone mgłš szybko rozpraszajšcych się gazów atmosferycznych, dokładnie tak samo jak to, co omyłkowo wzišł za statek Boby Fetta. Bossk nie przejmował się teraz tym, że za chwilę jego statek nie będzie w stanie naprawić własnych systemów podtrzymywania życia. Gadopodobny Trandoszanin upchnšł kilka najpotrzebniejszych rzeczy w samouszczelniajšcy się otwór zniszczonej, często używanej torby cinieniowej. Za chwilę systemy nie będš miały już żadnego życia do podtrzymywania, bo z kapitana statku pozostanie kilka strzępków zakrwawionej tkanki i koci, szybko stygnšcych w zimnej próżni. Już mnie tu nie ma, pomylał Bossk, zarzucajšc na ramię pasek torby, i rzucił się w kierunku włazu.- Piętnacie sekund do detonacji - poinformował Bosska spokojny, przyjazny głos dochodzšcy z centralnego korytarza Psa". Trandoszanin rzucił się w kierunku kapsuły awaryjnej. Wiedział, że Boba Fett włšczył autonomiczne obwody głosowe bomby tylko po to, żeby mu dokuczyć.- Czternacie... - nie ma lepszego sposobu motywacji mylšcego stworzenia niż taki bezcielesny głos oznajmiajšcy zbliżajšcš się zagładę. - Trzynacie... czy wzišłe pod uwagę możliwoć ewakuacji?- Zamknij się - warknšł Bossk. Nie było sensu przemawiać do termicznych materiałów wybuchowych i obwodów zapłonowych, ale jako nie potrafił się powstrzymać. Pod miertelnym lękiem, który przyspieszył bicie jego serca, kryła się mordercza wciekłoć. Każde jego spotkanie z Boba Fettem kończyło się tak samo. Czyżby nie można było tego uniknšć? Ten mierdzšcy, zdradziecki łotr...Strzępy i odłamki po poprzedniej eksplozji bombardowały zewnętrznš pancernš powłokę Psa" jak rój maleńkich meteorytów. Gdyby w tym wszechwiecie panowała jakakolwiek sprawiedliwoć, Boba Fett już by teraz nie żył. Mało tego, byłby rozbity na atomy. Furia i panika wypełniajšce serce Bosska ustšpiły miejsca zdumieniu. W biegu torba cinieniowa rytmicznie uderzała o jego pokryte łuskš plecy. Dlaczego ten Boba Fett cišgle wraca? Czy naprawdę nie można go zabić tak, żeby raz na zawsze pozostał martwy?- Dwanacie...To nieuczciwe. Nie miał nawet okazji wycišgnšć się w fotelu pilota ani doznać ciepłego poczucia satysfakcji, słodkiego spokoju, jak zwykle, gdy wreszcie unieszkodliwi wroga. A Boba Fett zawszebył jego głównym przeciwnikiem. Bossk stracił już rachubę wszystkich upokorzeń, jakich od niego doznał. Bywało przecież, że działał razem z Fettem, a i tak zawsze to on okazywał się stronš przegranš. Kiedy wpatrywał się w wšski wizjer hełmu Fetta, wyczuwał grymas triumfu na twarzy ukrytej pod mandaloriańskš zbrojš. Przy jednej z takich okazji, gdy pracował z Boba Fettem, miał go zabić jeden z tajnych agentów Bosska. To, że mu się nie udało, stanowiło kolejny dowód na to, jak okrutnym i bezdusznym miejscem jest wszechwiat. Jak dawno, dawno temu powiadał stary Cradossk, jego ojciec, zanim Bossk go zamordował: Nikt nigdy nie pomaga własnemu zabójcy, nawet jeli powinien...".- Jedenacie - oznajmiła bomba.Nie ma czasu na użalanie się nad sobš. Bossk wyrzucił z głowy wszelkie myli poza instynktem samozachowawczym. Serce zaczęło mu szybciej bić na widok włazu do kapsuły ratunkowej, który znajdował się dokładnie przed nim. Bossk jednš rękš poprawił na plecach torbę cinieniowš, drugš za desperacko wycišgnšł w kierunku kontrolek wejciowych z boku włazu, który wcišż jeszcze znajdował się o kilka metrów od niego. W tej częci Wciekłego Psa" nie było żadnego poprzecznego korytarza, z którego Boba Fett mógłby wyskoczyć i trafić go strzałem z blastera. Wcišż jeszcze miał szansę, żeby wyjć z tego cało.- Dziesięć...Czubek pazura Bosska uderzył w wielki czerwony przycisk, w który celował. Właz kapsuły otworzył się z przenikliwym sykiem, odsłaniajšc sferycznš, ciasnš kabinę. Przez cały czas będzie musiał siedzieć niczym poskładany, z kolanami przy twarzy. To lepsze niż mierć, szybko przypomniał sobie Bossk. Wrzucił torbę do rodka i sam wgramolił się do kapsuły.- Dzie... - Syk zamykajšcego się włazu ucišł bezlitonie pogodny głos bomby.Bossk sięgnšł obok torby i wcisnšł przycisk wystrzelenia kapsuły. Mocno wcisnšł się w krzywiznę hermetycznie zamkniętej skorupy. Ciasnota tego miejsca podsunęła mu poniżajšce wspomnienie innego dnia, kiedy również uciekał przed Boba Fettem w kapsule awaryjnej. Nie potrafił się go pozbyć.Na zewnštrz kapsuły słyszał stłumione brzęki i zgrzyty, gdy maszyneria Psa" ustawiała kapsułę w pozycji do wystrzelenia.- No, szybciej... - zachrypiał Bossk. Urzšdzenia przechodziły przez kolejne etapy programu z denerwujšcym spokojem.10Wreszcie ciche klikanie przeszło w wizg i skrobanie. Kapsuła zadygotała, jakby nie miała zamiaru opuszczać Wciekłego Psa". Bossk nigdy przedtem nie korzystał z tej kapsuły; kiedy nawet chciał jš wystrzelić jako niepotrzebny balast. Jego trandoszańska natura zawsze skłaniała się raczej ku temu, aby pozostać na polu walki i bić się, niż uciekać. Jednak wprowadzenie do równania Boby Fetta sprawiało, że wynik okazywał się nagle zupełnie inny.Ta kapsuła miała przynajmniej iluminator. Przez maleńki otwór, wielkoci zaledwie dłoni, Bossk zobaczył rozgwieżdżone niebo. Widocznie luza Wciekłego Psa" otworzyła się wreszcie. Uzyskał pewnoć, gdy wgniotło go gwałtownie w klapę włazu. To potężny odrzut wypchnšł kapsułę w przestrzeń, daleko od statku.Gwiazdy zawirowały w okienku, gdy kapsuła przechyliła się na bok. Bossk owinšł ramiona wokół torby i zacisnšł kły, usiłujšc opanować mdłoci spowodowane ruchem pojazdu i twardš kulš strachu, jakš wcišż czuł w żołšdku. Zacisnšł powieki, zastanawiajšc się, do ilu zdšżyła odliczyć bomba. Nie wiedział, czy już jest bezpieczny. Zależało to od tego, jakš iloć materiałów wybuchowych Boba Fett zdołał wnieć na pokład Wciekłego Psa" i z jakš prędkociš kapsuła przemierzała teraz przestrzeń. Eksplozja bomby wcišż jeszcze mogła zmyć kapsułę jak planetarny przypływ, tyle że nie wody morskiej, a ognia. Szpony Bosska zacisnęły się w pięci. Wyobrażał sobie siebie, ugotowanego w kapsule niczym jajko pieczone w ognisku.Zaraz, zaraz... przyszła mu do g...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]