10908, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Herbert W. FrankeZielona KometaKontrola my�liIntelektualny pojedynek mi�dzy cz�owiekiem a maszyn�. Maszyna jest precyzyjna, nieomylna, nieub�agana.Natomiast jak�e nieprecyzyjna jest my�l ludzka!Ale w�a�nie w tym mo�e tkwi� si�a cz�owieka...Automat obudzi� go. Obie "�apy" automatu dotyka�y jego szklanej klatki. Poza tym pomieszczenie, w kt�rymsi� znajdowa�, by�o puste.Ben zastanawia� si�, jak si� st�d wydostanie. Zostawiono mu tylko to, co mia� na sobie. Wszystko inneznajdowa�o si� na zewn�trz, w wielkiej hali. R�wnie�lataj�ca platforma, na kt�rej tu przylecia�. Ale dzieli�o go od niej tylko kilka metr�w...Ben pomy�la� o r�cznym granacie, kt�ry znajdowa� si� w kieszeni jego spodni. Gdyby rzuci� nim wprzeciwleg�y k�t pokoju...W tej samej chwili "�apy" maszyny wyrwa�y mu granat, kt�ry mia� ju� w r�ku. Rozsuwalne drzwi wprzeciwleg�ej �cianie otworzy�y si� i trzecia "�apa" od�o�y�aodebrany mu granat na stos innych jego rzeczy. Ben wzdrygn�� si� ze strachu. Odgaduj� jego my�li !Z trudem stara� si� nie my�le� o niczym istotnym. Zacz�� liczy�: 5687 razy 11 r�wna si� 62557, 5687 razy 12r�wna si� 68244, 5687 razy 13...Raz po raz przez g�ow� przebiega�y mu inne my�li. Kiedy Kai zacznie go szuka� ? 5687 razy 13 r�wna si�73931. Nie my�le� o niczym innym ! 5687 razy 14...Gdyby tylko m�g� go przywo�a� ! 5687 razy 14 r�wna si� 79618, 5887... Nadajniki Na szcz�cie mia� go jeszczeprzy sobie. By� mo�e, jego moc jest wystarczaj�ca...Poczul dotkni�cie zimnego metalu. Palce "�apy" manipulowa�y przy jego paasie. Zacz�� broni� si�rozpaczliwie. Opiera� si� uchwytowi "�ap", pr�bowa� unieruchomi�kulowe przeguby maszyny i nie da� wyrwa� sobie nadajnika. Bez skutku. Zimne, elastyczne palce automatuporusza�y si� szybko, sprawnie i bezb��dnie - inadajnik znikn�� za rozsuwalnymi drzwiami.Ben przesta� bawi� si� w liczenie. To nie mia�o sensu. Ale jak si� st�d wydostanie, je�li rejestrowana jest ka�dajego my�l? Bra� do r�ki kolejno ka�dyprzedmiot, kt�ry mu jeszcze pozostawiono, ale �aden nie m�g� przyda� mu si� do niczego. Nagle zda� sobiespraw�, �e ci, kt�rzy go uwi�zili nie wiedz�,co w�a�ciwie nale�y do jego organizmu. I wtedy wpad� na pomys�, kt�ry go niemal roz�mieszy�. Z ca�� si��skoncentrowa� si� na pewnej my�li...To, co we mnie dzia�a, to moja dusza. Moja wola, moja zdolno�� my�lenia, moje "ja". A wi�c narz�dziemmego wyzwolenia b�dzie moje cia�o, si�a moich mi�ni,wiedza ukryta w moim m�zgu...Raz jeszcze o�ywi�y si� "�apy" maszyny. Obie jej macki obj�y Bena, drzwi w �cianie rozsun�y si�, a trzecia,zewn�trzna macka pochwyci�a go i po�o�y�ana stosie odebranych mu rzeczy. Ben uchwyci� por�cz lataj�cej platformy i wspi�� si� na jej pok�ad. Tu mackimaszyny nie mog�y o ju� dosi�gn��. Jedno naci�ni�ciedzwigni i platforma unios�a si�, eleganckim �ukiem kieruj�c si� ku ogromnym wrotom hali.W kilka sekund p�niej p�yn�� wysoko nad budynkami, kt�re stopniowo stawa�y si� coraz mniejsze, bywkr�tce rozp�yn�� si� we mgle.Preparat nr 261Technika operacyjna rozwija si� nieustannie. Miejsce skalpela zajmuj� elektrody, wibratory, aparatyultrad�wi�kowe. Mikrochirurgia prze�ywa sw�j rozkwit- najmniejsze, widzialne jedynie pod mikroskopem naczynia, �y�y, nerwy kroi si�, podwi�zuje, zszywa na nowo.Lekarze przyst�puj� do najbardziej dra�liwegozadania przed jakim stoj�: do mikrochirurgii m�zgu.Wyda�o mu si�, �e odezwa� si� jaki� instrument. I nagle run�a na� ca�a symfonia d�wi�k�w. Szumy, brz�ki,odg�osy kucia i syki, warkot i dzwonienie, klekoti gwizd - ca�a ta bolesna kakofonia narasta�y stopniowo, osi�gaj�c granic� s�yszalno�ci. Ale po chwili znikn�y�wiergotania i syki, zamilk�y akordy �rednichd�wi�k�w i tylko przez chwil� s�ycha� jeszcze by�o jakie� g�uche uderzenia, pomruki i rz�enia, ale i onestopniowo stawa�y si� coraz cichsze i wreszciezanik�y.I znowu niespodzianie zala�o go pot�ne �wiat�o. Wirowa�y ��te s�o�ca, obraca� si� korow�d b��kitnychgwiazd, kolorowe atramenty p�yn�y ze wszystkichstron, miesza�y si� i rozlewa�y w coraz to nowych wspania�ych barwach. Nagle, jakby kto� wy��czy� kontakt,wy��czaj�c cz�� kolor�w. Czerwie� znikn�a,fiolet przeszed� w b��kit, barwa pomara�czowa w ��t�, br�z sta� si� zieleni�. R�wnie nagle znikn�y wszystkieodcienie ��ci. �wiat sta� si� niebieski: by� to �wiat samego b��kitu, niewyobra�alnie czystego, eterycznego b��kitu, kt�rego promienna jasno��stopniowo nabra�a odcieni fio�kowych i przesz�aw atramentowa czer�.Zapad�a noc, znikn�y wszelkie odczucia i zamar�o my�lenie...Kiedy zbudzi� si� znowu, spr�bowa� otworzy� oczy, ale nie uda�o mu si� to. Spr�bowa� zbada� swe otoczeniedotykiem, ale - nie mia� r�k. Nic nie widzia�,nie s�ysza�, nie m�g� niczego dotkn��, pow�cha� ani posmakowa�. O tym, �e w og�le istnieje, wiedzia� jedyniedzi�ki temu, �e my�la�. Wraca�y do� poszczeg�lnewspomnienia. Z wysi�kiem stara� si� przypomnie� sobie minione wydarzenia. Zaton�� w potoku my�li iwspomnie�, dawne wydarzenia o�y�y na nowo, tak �e nierazzatraca� r�nic� mi�dzy z�udzeniem a rzeczywisto�ci�. Ale po chwili rozsadek wraca� do swych praw i wtedycz�owiek - ze zdumieniem i nie bez obawy - zadawa�sobie pytanie, co si� z nim dzieje. W tych chwilach potrafi� my�le� z tak� jasno�ci� , �e odrzuca� wszelkiepodejrzenie, i� �ni. Z �atwo�ci� koniugowa��aci�skie czasowniki i rozwi�zywa� matematyczne problemy.Profesor zbli�a� si� do ko�ca swych wywod�w.- Jak pa�stwo wiecie - m�wi� - serca kr�lik�w i sk�r� ludzk� mo�na utrzyma� przy �yciu przez ca�e lata,przechowuj�c je w p�ynnej po�ywce. Ot� w naszyminstytucie uda�o nam si� p�j�� dalej w tym kierunku. Preparat, kt�ry pa�stwu teraz poka��, to ludzki m�zg.Prosz� o preparat nr 261 zwr�ci� si� do jednegoz asystent�w. Asystent opu�ci� sal� i po chwili wr�ci� pchaj�c przed sob� ma�y w�zek, na kt�rego platformieznajdowa�o si� szklane naczynie wielko�ci niedu�egoakwarium. W naczyniu opalizowa� jaki� p�yn, w kt�rym p�ywa� ludzki m�zg, przypominaj�cy bia�y grzybhimalajski. Pod wp�ywem ruchu dr�a� lekko, jakby chcia�wyp�yn�� na powierzchni�. W kilku miejscach wychodzi�y ze� tajemnicze druty.- Przed siedmioma godzinami m�zg ten znajdowa� si� jeszcze w czaszce pewnego cz�owieka - podj�� uczony.Pod��czone sondy s�u�� do mierzenia czynno�ciowychpr�d�w m�zgu. Prosz� przyjrze� si� wskaz�wkom instrument�w kontrolnych. Jak pa�stwo widz�, pokazuj� one,�e m�zg ten jeszcze �yje i pracuje. Tym, co nasinteresuje, jest pytanie, jak d�ugo b�dziemy mogli utrzyma� go przy �yciu. A teraz dzi�kuj� pa�stwu za uwag�.Rozleg�y si� oklaski. S�uchacze wstali ze swych miejsc. Po kilku minutach w opustosza�ej sali zapad�a cisza.W swobodny potok my�li wdar�o si� co� przykrego i po chwili przekszta�ci�o si� w g�uchy b�l.Pragnienie wyja�nienia sytuacji, w kt�rej si� znalaz�, sta�o si� jeszcze bardziej pal�ce. Wysi�ek napi�tej woliby� prawie nie do zniesienia.Ale nie m�g� znale�� �adnej odpowiedzi na pytania, kt�re sobie stawia�: kim jestem? co si� ze mn� dzieje?dlaczego znikn�� �wiat zewn�trzny?I nagle pojawi�a si� pewna my�l przeczucie czego� niezwyk�ego, przera�aj�cego, przewy�szaj�cego wszystkiewyobra�enia...Sta�o si� z nim co�, czego sobie nie m�g� wyt�umaczy�. Co� znikn�o, wymkn�o mu si� i rozp�yn�o w nico��.Nie m�g� tego poj��, ale ju� sam ten faktby� dla niego wstrz�sem.Powoli zacz�ta ogarnia� go pustka. �y�a jeszcze samotna �wiadomo��, ale by�a to ju� tylko �wiadomo�� l�ku.Bezimiennego, niesko�czonego, potwornego l�ku.P�sowa r�aW strumieniu czasu mamy jeden sta�y punkt: chwil� tera�niejsza. Wszystko, co j� poprzedza, nazywamyprzesz�o�ci�, wszystko za�, co po niej nast�puje- przysz�o�ci�.Czy tkwi to w naturze czasu? Czy te� mo�e jest rezultatem ograniczenia ludzkich mo�liwo�ci poznawczych?Zdarzaj� si� bowiem "przesuni�cia w czasie",kt�rych dzi� jeszcze nie potrafimy sobie wyt�umaczy�...Owego mglistego jesiennego popo�udnia, nie maj�c nic lepszego do roboty, postanowi�em zwiedzi� SzaryZamek w Kaupp, jeden z owych nielicznych dobrzezachowanych, okolonych fos� zamk�w kraju, w kt�rym sp�dza�em m�j p�ny urlop. Puste korytarze, ogromnesale i pokryte kurzem schody nie zrobi�y na mniewielkiego wra�enia. Nieco znudzony szed�em wraz z innymi zwiedzaj�cymi za zarz�dzaj�cym zamku, kt�ry nasoprowadza�, i nieuwa�nie przys�uchiwa�em si� jegoobja�nieniom.W jednym z d�ugich, ponurych korytarzy zatrzymali�my si� d�u�sz� chwil�. Na �cianach wisia�y portretybrodatych m�czyzn o ponurych twarzach, w ciemnychzakamarkach i niszach sta�y zbroje, kt�rych niedopasowane cz�ci szcz�ka�y za ka�dym naszym krokiem. Kiedypodszed�em do kt�rej� z nich, by si� jej lepiejprzyjrze�, w jednym z ciemnych k�t�w korytarza zauwa�y�em w�skie przej�cie. Rzuci�em okiem na innychzwiedzaj�cych. Stali skupieni w gromadk� wok� przewodnika,kt�rego obja�nienia zdawa�y si� nie mie� ko�ca. Zdecydowa�em si� szybko i ruszy�em ku przej�ciu.Znajdowa�em si� w wysokim, w�skim korytarzu. By�o tu zimno i wilgotno. Wstrz�sn�� mn� dreszcz... Wpowietrzu unosi�a si� wo� kurzu i zgnilizny, a kamienn�pod�og� pokrywa�a woda. Zacz��em i�� szybko naprz�d. Droga prowadzi�a schodami, na przemian w g�r� i wd�. Chwilami szed�em prawie w ca�kowitych ciemno�ciach,kiedy indziej korytarz o�wietla�o b��kitne �wiat�o padaj�ce z g�ry... W ko�cu dotar�em do jakiej� sali, z kt�rejprowadzi�o gdzie� wiele drzwi. Drewnianefotele otacza�y nieforemny st�, a pod �cian� sta�y proste krosna.Przez jedne z drzwi wyszed�em na zewn�trz, na dziedziniec wy�o�ony kamiennymi p�ytami. Z trzech stronotacza�y go �ciany wysokich budynk�w, czwart� za�zamyka� parapet, ponad kt�rym otwiera� si� widok na szerok� dolin�, teraz zreszt� spowit... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl