10931, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grzegorz CzerniakWybi� szatanowi z�byPsiakrew, znowu. Znowu by�em na golasa. I znowu nie wiadomo gdzie. Troch� si�domy�la�em, gdzie� w m�zgu ko�ata�o mi si�, �e by�em tu wcze�niej. Ale co wam b�d� psu�zabaw�, nie na tym rzecz polega. P�ki co, rozejrza�em si�. P�przytomnie. To by� korytarz,szeroki na jakie� cztery metry, brudny i zakurzony jak jasna cholera. W powietrzu unosi� si�st�ch�y zapach staro�ci, grzybni i jakby pi�ma.Widzia�em wszystko dosy� ostro. Tak jakbym na g�owie mia� kask, z ma��, g�rnicz�lampk�. Jakie� trzy metry dalej, na pode�cie, sta�a jaka� posta�. Chocia� nie, to by�a�redniowieczna zbroja, widzia�em takie na Wawelu, tylko nieco mniejsze. Ta g�rowa�a nademn� o dwie g�owy. Nagle halabarda wypad�a ze stalowej r�kawicy i uderzy�a o ziemi�.Lecia�a powoli, jakby w zwolnionym tempie, przerywaj�c jedna po drugiej siateczkipaj�czyn. Drzewce stukn�o o kamienn� posadzk�, a g�ownia zabrz�cza�a jak kajdanypot�pie�c�w. Ostrze pokryte by�o ciemnobr�zowymi plamami, doskonale widocznymi nal�ni�cej stali. Wzdrygn��em si� i strzepn��em z ramienia w�ochatego paj�ka, kt�ryz pacni�ciem spad� na pod�og� i umkn��. Srebrnawo jarz�ca si� w mroku zbroja zaskrzypia�aniespokojnie i pochyli�a si� do przodu, jakby w uk�onie. Z dziur w przy�bicy spogl�da�y dwagorej�ce w ciemno�ciach ogniki. Z ty�u co� si� poruszy�o. Krzykn��em i przywar�em dopiekielnie zimnego muru, lepi�cego si� od niezliczonych warstw kurzu. Ch��d uderzy� wemnie nagle. Do zmarzni�tych st�p do��czy�y plecy i po�ladki. Szlag by to trafi�, czemuzawsze musia�em biega� na golasa?Zacz��em powoli liczy� wstecz, zawsze mnie to uspakaja�o. Kiedy zgin�a moja �ona,przez dwa dni siedzia�em w kuchni i liczy�em, myl�c popielniczk� z kubkiem wype�nionymkaw�. Pomy�k� odkrywa�em dopiero, gdy kosztowa�em napoju, cho� naprawd� nie robi�o mito specjalnej r�nicy. Wtedy nic mi jej nie robi�o. Wiecie, to taki stan wym�czonej i na p�obumar�ej �wiadomo�ci, kt�ra chce tylko umrze�, i nie s�ucha swej zdrowszej cz�ci. Tej,kt�ra ka�e wzi�� si� w gar��. Pami�tam, �e od �mierci g�odowej, z niema�ym trudem, ocali�amnie wtedy s�siadka. Kiedy my�l� o tym teraz, jako� nie jestem jej wdzi�czny. Jednak czas,kiedy jad�em obiad przez cztery czy pi�� godzin, je�eli w og�le, min�� bezpowrotnie. Nie to,�e Anitki nie kocha�em. Bo kocha�em jak szaleniec, ka�d� jej cz��, ka�dy gest czy s�owo. Nasw�j spos�b kocham j� dalej. I cholernie t�skni�. Ale je�li chcia�em st�d wyj��, to trzeba by�owzi�� si� w gar��. �atwo si� m�wi. Spojrza�em w k�t. Koniec korytarza skry� si� w oleistejciemno�ci, prawie namacalnej, kt�ra falowa�a os�aniana coraz bardziej g�stniej�cym mrokiemi co chwil� zmienia�a kszta�ty. Ciemno�� w ciemno�ci, mo�na powiedzie�. Czu�em to. G�odnei przyczajone. Czai�o si�, szuka�o okazji, chwili nieuwagi, by rzuci� si� do szyi i jednymk�apni�ciem rozerwa� t�tnic�. Taki ostatni, �miertelny poca�unek. Wyobra�nia, zupe�nienieproszona, zilustrowa�a moje my�li. Miotam si� po pod�odze, drapi�c w agonii posadzk�upstrzon� szczurzym g�wnem. Krew z rozerwanych arterii bryzga na wszystko w okolicyi miesza si� z brudem. Paj�czyny we w�osach, szale�stwo i b�l w oczach. Jak w horrorzepretenduj�cym do miana kiczu stulecia. Otar�em z czo�a zimny pot i powoli odklei�em plecyod muru. Po moim trupie.� Spieprzaj! � wrzasn��em i doda�em obra�liwy gest. Chyba podzia�a�o. Ciemno�� cofn�asi� troch� i skuli�a w k�cie, jak zbity pies. Z boku co� skrzypn�o ostrzegawczo. Zbroja l�ni�ametalicznie na tle czerwonego jak krew gobelinu, przechylona jeszcze bardziej. Spadnie,pomy�la�em bliski paniki, do jasnej cholery, spadnie. No i spad�a, a raczej zwali�a si�z hukiem. Blaszane cz�ci rozsypa�y si� z grzechotem i szcz�kiem na wszystkie strony,a napier�nik wirowa� chwil� niczym miska obr�cona do g�ry dnem. Podnios�em le��cyniedaleko he�m i wtedy ogniki znik�y. Bogu dzi�ki. Mrok znowu wype�za� z k�ta i przybli�a�si� miarowo, przystaj�c co chwil�. Poczeka�em, a� przemierzy po�ow� dziel�cej nasodleg�o�ci, i rykn��em z ca�ych si�. Co� pisn�o przera�liwie i ku mojej rado�ci poda�o ty�y.No prosz�, egzorcysta jak si� patrzy � witam pa�stwa, Czekan Tadeusz jestem. Diab�y?Demony? Te�ciowe? Walcie jak w dym, rykn� dwa razy i po problemie. Dla bezdomnychzni�ka. Halabarda lepi�a si� od kurzu, pod kt�rym kry�o si� nadgryzione przez czas drewno.Sprawdzi�em po kolei wszystkie k�ty, a gdy upewni�em si�, �e k��bek ciemno�ci znikn��,wygramoli�em si� na d�ugi hol. Na ciele poczu�em ch�odny powiew, kt�ry wt�oczy� w nozdrzaprzyjemne, �wie�e powietrze. Po pi�mie i zgnili�nie m�g�bym pomyli� ten zapachz perfumami. Chocia� te ostatnie te� chyba robi si� z pi�ma, nie jestem pewny. Po chwilidolecia� mnie zapach �wie�o spulchnionej ziemi. Jest ziemia w ogr�dku, doniczce, nazaoranym polu, ale nie, mnie musia�a skojarzy� si� akurat z trupami. Gdybym sobie nie ufa�,pomy�la�bym, �em wariat. �ciany holu, okryte mn�stwem kolorowych makat i gobelin�wwygl�da�y jak pok�j szalonego heavymetalowca. Na pierwszym z brzegu wida� by�o dwiepostacie o nied�wiedzich barach i twarzach ukrytych w mroku kaptur�w. Opiera�y d�onieo wielkie, katowskie topory, obok kt�rych le�a�y dwie g�owy. Obci�te, znaczy si�. I m�g�bymprzysi�c, �e jedna pu�ci�a do mnie oko. By�a to wzd�ta i zielona g�owa mojego s�siada. Tego,kt�ry zabi� swoj� �on� i dw�jk� dzieci, prowadz�c samoch�d po pijaku. Niez�a granda, jakmawia� m�j znajomy cynik, ten co udaje Napoleona. Odwr�ci�em z obrzydzeniem wzrok.Scena na s�siednim gobelinie by�a niewiele lepsza. Na tle pal�cej si� chaty odcina�a si�sylwetka ponurego typa z mieczem i mord� wykrzywion� u�miechem. Wyszczerzone z�byb�yska�y spod w�s�w, a oczy patrzy�y w d�, na dzieciaka rozprutego, od krocza po szyj�.Scenki rodzajowe, psiakrew. Hol by� d�ugi, ci�gn�� si� jakie� sto metr�w do przodu.Z perspektyw�, jak w mord� strzeli�. Na ko�cu jarzy�o si�, w jakim� za�omie, chybotliwe�wiat�o. Przypomnia�em sobie o k��bku ciemno�ci z korytarza i z wrzaskiem obr�ci�em si� doty�u. Gotowy do odparcia ataku wodzi�em ostrzem halabardy, jak jaki� cholerny Robin Hood.Tamten mia� chyba �uk, ale co za r�nica. Wiecie, dawno nie ogl�da�em telewizji. Grunt, �ena ty�ach by�o spokojnie. Szed�em powoli i ostro�nie w kierunku �wiat�a. �wie�e powietrzeprzyci�gn�o za sob� ch��d, jak szczeniaka na smyczy. Dopiero w po�owie drogi us�ysza�emca�� seri� ciamka� i pisk�w. Ju� nie jeden, lecz kilkana�cie k��bk�w toczy�o si� w moj�stron�, tworz�c zwart� �cian� mroku. Co rusz b�yska�y w niej czerwone p�omyki. To co�sprowadzi�o koleg�w. Ca�� pieprzon�, diabelsk� brygad�. Rzuci�em halabard� i pobieg�em dowyj�cia, wrzeszcz�c jak op�tany. Postacie z gobelin�w rykn�y wstr�tnym �miechemi podejrzewam, �e najg�o�niej rycza�a g�owa, kt�ra wcze�niej pu�ci�a do mnie oko. G�owamojego s�siada. Sukinsyn. K�api�c bosymi stopami, dotar�em do wielkich drzwi. Wykonanez twardego drewna i wzmocnione stalowymi wrzeci�dzami. Chyba wytrzymaj�. �r�d�em�wiat�a by�a opleciona drutem latarenka kiwaj�ca si� na sznurku w rytm podmuch�w wiatru.Z hukiem zatrzasn��em furt� i zapar�em si� plecami. Co� uderzy�o w drzwi tak mocno, �eniemal wylecia�y z zawias�w. Polecia�em do przodu. Na szcz�cie waln�o tylko raz, jedynieze �rodka dochodzi�y rozw�cieczone gwizdy i piski. Znalaz�em si� na dziedzi�cu i szybkotego po�a�owa�em. Dooko�a szala�a burza, przyginaj�c drzewa do ziemi i ch�oszcz�cdeszczem ca�� okolic�. W�osy w okamgnieniu przyklei�y mi si� do czaszki i opad�y na oczy,a nogi �lizga�y si� na rozmi�k�ej glebie. Zapach ziemi sta� si� wyra�niejszy, a przez to jeszczebardziej odra�aj�cy. Nagle b�ysn�o, a dziedziniec ukaza� si� w ca�ej okaza�o�ci. Tyle, �e tonie by� dziedziniec, lecz cmentarz. Ponure nagrobki g�sto, cho� niesymetrycznie pokrywa�yca�y plac. Otoczone g�szczem krzak�w wygl�da�y troch� jak na wp� rozmyte zamkiz piasku. Olbrzymie d�by szumia�y konarami, pogr��one w walce z nawa�nic�. Jedna z ga��zinie wytrzyma�a naporu i z�ama�a si� z suchym trzaskiem, kt�ry zabrzmia� jak wystrza�z pistoletu. Drzewo zaj�cza�o razem z wichur�. B�yskawica roz�wietli�a mrok i w g��bicmentarza dostrzeg�em ludzk� sylwetk� otoczon� blaskiem. Z mokrym mla�ni�ciemoderwa�em stop� od bagnistego pod�o�a. Czas sprawdzi�, co si� tu dzieje, do jasnej cholery.Czas z�apa� byka za jaja, jak mawia� m�j znajomy cynik. Przez odg�osy burzy przebi� si�cichy �piew. Da�bym sobie g�ow� obci��, �e by�o to co� o whisky. Lubi�em whisky, ale doczasu. W dzie� przed �mierci� Anitki wypi�em chyba ca�� butelk�. P�niej zadzwoni� telefoni lekarz powiedzia�, �e moja �ona mia�a wypadek. Wiadomo�� przekaza� takim tonem, jakbyzaprasza� mnie na pota�c�wk�. Wiecie, przek�ski, alkohol i kobiety. Psiakrew, nienawidz�lekarzy. Co do wypitej tego dnia whisky, to wyl�dowa�a w zlewie. Nagle wiatr dmuchn�� miw plecy, popychaj�c do przodu. Wal �mia�o, ch�opie, jak mawia� m�j brat. Nogi rozjecha�y misi� w przeciwne strony i wyl�dowa�em nosem w kupie ziemi. I jak si� okaza�o, w grobie.Z b�otnistej mazi wysun�a si� wilgotna d�o� i z si�� imad�a chwyci�a mnie za rami�. W�osyzje�y�y mi si� na karku, a z ust wydar� charkot. Szarpn��em si� rozpaczliwie do ty�u, ale bezsolidnego oparcia nic wi�cej nie mog�em zrobi�. Z boku wysun�a si� druga �apa i zacisn�asi� na po�ladku. Poczu�em, �e powoli, acz nieuchronnie zag��biam si� w b�oto, wci�ganylepkimi r�kami. Chryste Panie, rykn��em jak zwierz�. I nagle wszystko si� uspokoi�o.Potworne d�onie znik�y, nawet wichura odrobin� przycich�a. Teraz ograniczy�a si� jedynie docichego gwizdu. Co�, jakby diabe� gra� na fujarce. Nade mn� sta�a posta� w ciemnymp�aszczu, przy�wiecaj�c sobie mniejsz� wersj� latarenki z holu. Wbi�a �opat� z b�oto i jednym,silnym ruchem poderwa�a mnie na nogi. To by� m�j dozorca... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl