10951, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz Duszy�ski Grzym�kai wskrzeszenie AlojzegoGrzym�ka rozwi�zywa� w�a�nie zadanie z wieloma niewiadomymi, gdy zacz�y przychodzi�mu do g�owy nieweso�e my�li. Niewiadomych w zeszycie pozostawa�o nadal tyle, co gwiazdna niebie, wi�c Kownycz odrzuci� w k�t o��wek i spojrza� na zegar. Ma�a wskaz�wkazatrzyma�a si� na godzinie sz�stej.Grzym�ka sp�dzi� ostatnie kilka godzin niemal bez ruchu. Jak �atwo si� domy�li�, nu�y� goto zacz�o. Zapragn�� jakiej� rozrywki, czego� dla rozruszania obola�ego cia�a.Obejrza� si� przez rami�. Alojzy siedzia� w fotelu tak, jak go Grzym�ka zostawi� r�wnoprzed tygodniem. Ostatnie rachunki, przyniesione przez listonosza, nie pozostawi�y muwyboru. Lod�wki nie m�g� wy��czy�, pralki i telewizora tak�e, wybra� wi�c Alojzego.Przy szafie sta�o pud�o jego wielko�ci. Mia�o by� dzisiaj szczelnie wype�nione zw�okamiuci��liwego wsp�lokatora, zapakowane i wys�ane na drugi koniec �wiata, gdzie� doMaorys�w. Gdyby Kownycz wiedzia�, �e do tego dojdzie, pewnie skonstruowa�by sobiemechanicznego pieska, kotka, no mo�e papug�. Ale nie, Grzym�ka zawsze musia� i�� naca�o��. Brakowa�o mu przyjaciela z prawdziwego zdarzenia. Takiego do ogl�dania mecz�ww telewizji, do szach�w i nocnych rozm�w przy kieliszku. A, �e postanowienia swojeKownycz potrafi� urzeczywistnia� - to ka�dy we wsi od dawna wiedzia� - tedy przyst�pi� dopracy. M�czy� si� miesi�c, po�wi�ci� nawet stare radio i opiekacz, ale stworzy�niepowtarzalnego osobnika, 180 centymetr�w wzrostu, bruneta o niebieskich oczach.Kownycz odsun�� zydel, chwyci� przed�u�acz wychodz�cy z lewej kieszeni portek Alojzegoi podci�gn�� go na �rodek pokoju. Kiedy w�o�y� wtyczk� do kontaktu, wsp�lokatorgwa�townie si� poruszy�. Wyrzuci� ramiona przed siebie, wsta�, a potem ponownie usiad�.Czas mija� i nic wi�cej si� nie dzia�o. Grzym�ka przestraszy� si�, �e zbyt d�uga przerwaw dostawie pr�du, uszkodzi�a skomplikowane uk�ady Alojzego. Nag�y przep�yw 220 Volt�wspali� m�g�, wykorzystane w konstrukcji, bezpieczniki i �ar�wki. Wreszcie jednak Alojzypodni�s� powieki, wystawiaj�c na �wiat�o dzienne wy�upiaste oczy. Patrzy�y na Kownycza niekryj�c wyrzutu.Ciarki przesz�y Grzym�ce po plecach. Nigdy dot�d nie od��cza� Alojzego od pr�du na d�u�ejni� godzin�. Kownycz my�la�, a Alojzy w tym czasie mrugn��. Najpierw jednym okiem,potem drugim. Jakby dla wprawy, zacz�� mruga� nimi na przemian. Potem poruszy� ustami,wykrzywiaj�c ca�� twarz tak, jakby kto� nak�ad� mu do paszczy gar�� landrynek i teraz biedakpr�bowa� si� ich pozby�, jedna po drugiej, bez pomocy r�k. Wreszcie wsp�lokator odzyska�barwy na policzkach. Przez chwil� wpatrywa� si� uwa�nie w �renice Grzym�ki, po czymchwyci� go bez ostrze�enia stalowym u�ciskiem za szyj�, najwyra�niej z zamiarem uduszenia.Kownycz robi� si� na przemian czerwony, zielony i niebieski. R�owawy odcie� purpurowo-niebieskiej sk�ry, kt�ry chwilami przybiera�a jego twarz, m�g�by pos�u�y� za inspiracj� dorustykalnego pejza�u z zachodem s�o�ca, nadchodz�c� nocn� burz� i snopkiem podpalonejpszenicy. Do mordu jednak nie dosz�o. Niespodziewanie Alojzy zrezygnowa� z zaciskaniapalc�w na szyi Grzym�ki i zeskoczy� z fotela.- �eby mi to by�o ostatni raz, przyjacielu! No! - pokiwa� gro�nie palcem Kownyczowi, kt�rypr�bowa� zaczerpn�� tlenu.Wytrzepa� sw�j stary frak, podskoczy� do lustra, wprawnie prostuj�c przekrzywion� muszk�i doda� to, co zwyk� dodawa� w podobnych okoliczno�ciach:- A� si� zastrzel�, taki przystojny jestem!Po czym odwr�ci� si� Alojzy, jak �o�nierz, na pi�cie i pomaszerowa� ra�nym krokiemw stron� drzwi.- Gdzie idziesz!? - zachrypia� Grzym�ka, wci�� pr�buj�c z�apa� odrobin� powietrza.- Jak to, gdzie, przyjacielu?! Pi�tek mamy?- No, tak.- To id� na pota�c�wk�, do stodo�y! - us�ysza� w odpowiedzi.Nim Kownycz zd��y� ostrzec Alojzego, ten pokona� pok�j, otworzy� zamaszystymkopniakiem drzwi i znikn�� w sieni. W tym samym momencie przed�u�acz naci�gn�� si� dogranic mo�liwo�ci, uni�s� w g�r� i wtyczka wyskoczy�a z gniazdka. Z sieni dobieg� �omot,jakby worek w�gla uderzy� o pod�og� i Kownycz ju� wiedzia�, �e Alojzy le�y bez �ycia przydrzwiach wej�ciowych.Nim doci�gn�� Grzym�ka bezw�adne cia�o przyjaciela z powrotem do fotela, zn�w przesz�ymu przez g�ow� nieciekawe my�li. Alojzy ju� drugi miesi�c k�tem u Grzym�ki przesiadywa�,z�eraj�c pr�d, niszcz�c przed�u�acze, nara�aj�c na zwarcia wszystkie gniazdka, a iw warto�ciowych przedmiotach czyni�c szkody, bo przy nag�ych skokach napi�cia dostawa�sza�u. Tak ju� i sto�u Kownycz si� pozby�, d�ugiego solidnego z d�bu, na dwana�cie os�b,zastawianego przy szczeg�lnych okazjach. Kredens te� na podpa�k� przeznaczy�, poposiekaniu go przez wsp�lokatora na drobne drzazgi, bo Alojzemu do g�owy przysz�o, �ewyka�aczk� sobie wystruga. I gorsze si� rzeczy dzia�y, gdy napi�cie za du�e by�o, p� biedygdy s�abe. Wtedy bowiem przyjaciel Kownycza tylko le�a� i dysza�, wachluj�c si� gazet�z programem telewizyjnym, bucz�c niewyra�nie przep�ywaj�cym przez obwody pr�dem.Teraz by�o podobnie. Kownycz usadowi� Alojzego w fotelu i pod��czy� go ponownie. Ten nierusza� si� z miejsca, wspar� brod� na pi�ci i zas�pi� si� nad swoim losem.�yciow� tragedi� Alojzego by� fakt, i� nie m�g� funkcjonowa� bez pr�du. Pobiera� go tyle, �eakumulatory, nawet najwi�ksze, kt�re pr�bowa� nosi� w plecaku, wystarcza�y zaledwie nakilka minut.Jedynie w sta�ym po��czeniu z elektrowni� i gniazdkiem m�g� my�le� o �yciu. Jednak jak tuby�o �y� w zamkni�ciu czterech �cian, gdy s�oneczko letnie na zewn�trz wo�a�o, a praczki dostrumienia biegn�ce, gdy je przez okno Alojzy obserwowa�, tak sk�po by�y ubrane (a by� piesna baby).Kownycz nie m�g� patrze� d�ugo na t� zgryzot�. Postanowi�, �e sprawi Alojzemuprzyjemno�� i zabierze go na do�ynkowa imprez�, zorganizowan� w stodole so�tysowej.Po�yczy� od s�siad�w przed�u�aczy ile si� da�o i po��czy�.Alojzy jak zwykle ubrany by� od�wi�tnie, wi�c Kownycz tak�e tego dnia zarzuci� na siebiemarynark�. Poprawi� jeszcze wystaj�ce zza przykr�tkich r�kaw�w bia�e mankiety. Ubra�nowe buty, naplu� na cholewki, przetar� je chusteczk� do nosa i zaciskaj�c mocniej pasawrzasn�� do Alojzego - IDZIEMY! Wsp�lokator chwyci� plecak z akumulatorem, zwojeprzed�u�aczy i szcz�liwy jak dziecko wyskoczy� za Grzym�k� z cha�upy.Baterii wystarczy�o w sam raz na tyle, by Alojzy doszed� do stodo�y. Gwarno tam by�oi g�o�no, orkiestra g�rnicza przygrywa�a skocznie, pary wirowa�y na klepisku. Przykrytebia�ym obrusem sto�y, ustawione przy �cianach, ugina�y si� pod jad�em wszelakimi butelkami z wysokoprocentowym p�ynem. Alojzy przest�powa� z nogi na nog�z gwa�townego podniecenia. Rzadko bywa� w�r�d ludzi, usiad� wi�c pod �cian� i obserwowa�zacz�� t�um ta�cz�cych mieszka�c�w wioski.Akumulator by� ju� na wyczerpaniu. Kownycz pogna� wi�c z przed�u�aczami jak najszybciejm�g�, do najbli�szego kontaktu. W przyp�ywie dobrego humoru, u�yczy�a mu go w swejw�asnej, luksusowej daczy, so�tysowa.Wszystko uk�ada�o si� pomy�lnie. Na samym tylko pocz�tku Alojzy czu� si� nieswojo.Wstydzi� si� nieco kabla, kt�ry spod fraka mu wystawa�, ci�gn�c si� pod sto�em, przezklepisko, otwart� sie� i p�ot, do cha�upy so�tysowej, wd�wki. Niepokoi� go te� wojewoda,kt�ry o kabel wci�� si� potyka�, ale to dziwi� nie powinno, bo najwy�sze w�adze zawsze by�ykr�tkowzroczne. Dopiero przy drugiej butelce, nabra� Alojzy animuszu. Nogi mu samew rytm muzyki chodzi� zacz�y i nim Kownycz si� obejrza�, jego towarzysz przeczo�ga� si�pod sto�em i wyskoczy� na �rodek klepiska.Niezwyk�y by� jego taniec. W os�upienie wprawi� wszystkich wodzirej�w, kt�rzy zebrali si�w stodole. Takich ho�ubc�w nikt nie widzia�. Traktorzysta Julek, do kt�rego od lat wielug��wna nagroda wodzirejska nale�a�a, patrzy� z szeroko otwartymi oczami na nowy styl,elektryzuj�cy wszystkich zgromadzonych na klepisku, w stodole. Alojzy raz szerokorozstawia� nogi, raz przerzuca� je z lewa na prawo, a przy tym ramionami wywija�, robi�cjakby jakow�� fal�, przechodz�c� od d�oni, przez nadgarstki i �okie�, z barku na drug� stron�,by zn�w na d�oni sko�czy�. Zrywami macha� g�ow� na boki, jakby szyi nie mia�, a przezchwil� nawet wydawa�o si�, �e za szyb� stoi uwi�ziony, przesuwaj�c po niej otwartymid�o�mi. Potem wszyscy zobaczyli jak Alojzy rzuca si� na pod�og�, wywija salto, chodzi nar�kach, obraca si� pi�� razy na klepisku, na samym czubku g�owy i skacze na nogi w chwili,gdy orkiestra gra� przesta�a.Rz�siste oklaski rozleg�y si� po tych harcach. Nawet stary wiarus Jab�onka, kt�ry obchodzi�dzie� wcze�niej swoje setne urodziny, nie pami�ta�, by takie ta�cowanie we wsi mia�omiejsce. Alojzy w og�lnym ferworze, z najwi�ksz� ostro�no�ci�, uniesiony zosta� w g�r�przez kilku ros�ych ch�op�w. Podrzucali go raz po raz, uwa�aj�c jednak, by kabla nienaruszy�. Potem posadzili go na jakim� fotelu i wynie�li na zbite z desek podium. Nast�pi�wtedy mia�a najbardziej uroczysta chwila, dekoracja wodzireja roku. A nie trudno by�ozgadn��, kogo nim obwo�ano.Alojzy wsta� z krzes�a, prostuj�c dumnie pier�, wiedzia� bowiem, �e spojrzenia wszystkichskierowane by�y na niego. So�tysowa wbieg�a po schodkach, by przekaza� laureatowi g��wn�nagrod� - ziemniaczany order.I wtedy Alojzy zamar�. Zastyg� z b�ogim u�miechem. Nie z braku pr�du. Przeciwnie, widokjaki ukaza� si� jego oczom, zelektryzowa� ca�e mechaniczne cia�o. Zobaczy� so�tysow�.Porazi�y go jej pi�kne, du�e, niebieskie oczy i op�ywowe wyko�czenie proporcjonalniezbudowanego cia�a. B��kit na Alojzego zawsze mocno dzia�a�, a geometri� kszta�t�w to chcia�nawet studiowa� na uniwersytecie. Nic wi�c dziwnego, �e teraz widz�c istot� tak blisk� temu,co za idea� uwa�a�, nie potrafi� ukry� uczucia, kt�re gwa�town� fal� odezwa�o si� w jegowewn�trznym mechanizmie.So�tysowa te� przystan... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl