10982, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hanna FronczakBrzydka piosenkaOgnisko dopala się. Zwišzany mężczyzna patrzy na mnie z udawanym spokojem. Leżyblisko ognia, na pewno czuje goršco. Jeszcze nie wie, co go czeka. Jeli mam być szczera, jateż jeszcze nie wiem, co z nim zrobię. Może zażšdam okupu. Może go zabiję. Może wypalęmu oczy i puszczę wolno. Może potraktuję go jak mężczyznę i na jednš słodkš chwilę będęmu kobietš, a gardło poderżnę dopiero potem. Mogłabym pucić go wolno... Jeszcze nigdytego nie robiłam. Jak to mówiš zawsze musi być ten pierwszy raz.Dorzucam do ogniska. Moi kompani zabawiajš się opodal, ustawiwszy między sobšantałek. Zazdroszczę im prostych myli, prostych rozrywek, prostego życia.Ja, Wilczyca.Robina z Locksley widziałam wiele razy w dzieciństwie, przy okazji sšsiedzkich polowań.Podziwiałam go skrycie. Parę lat starszy ode mnie, chudy, czarnowłosy chłopak z dobrš rękšdo łuku. Po cichu starałam się mu dorównać, lecz zawsze wygrywał, a mnie ogromnie tozłociło.Kiedy rodzina umyliła wydać mnie za Gilberta ze Steathford, poczštkowo byłamzachwycona. Przestałam wspominać pochmurnego łucznika, który nigdy nie miał dla mnieczasu. Ogarnšł mnie wielki entuzjazm. Pierwsza z gromadki zaprzyjanionych szlachcianekwyjdę za mšż, przestanę być tylko córkš swoich rodziców. Zostanę paniš na własnym zamku,małżonkš pierworodnego syna, dziedzica majštku, bez niezamężnych sióstr, snujšcych się zamnš po domu i patrzšcych mi na ręce. Gilbert podobał mi się. Przystojny, układny,wymownie patrzšcy w oczy, znakomicie trzymajšcy się w siodle. Poprosił o mojš rękę, więcna pewno mnie kocha. Czego chcieć więcej?A potem przyszło otrzewienie.Mój narzeczony miał zamiar być jedynym panem na swoich włociach i znakomiciedawał mi to do zrozumienia. Moje pytania i rady kwitował szyderczym miechem. Pannysłużšce twierdziły, że po okolicznych wioskach biega około pół tuzina jego bękartów, a onsam nie podchodzi zbyt serio do wiernoci i nic nie wskazywało na to, by po lubie ten stanrzeczy uległ zmianie. Wobec mnie, swojej przyszłej żony, chełpił się liczbš podbojów, jakbybyle kocur nie potrafił tego samego. Jego dotyk brzydził mnie, jego ręce były wilgotnei lepkie. Z takim człowiekiem przeżyć kilkadziesišt lat, o ile wczeniej nie umrę w połogu?Kiedy zwierzyłam się matce ze swych wštpliwoci, uderzyła mnie. Nie odrzuca siętakiego konkurenta, takiego majštku, takiej pozycji. Czy ty mylisz, że ja z radocišwchodziłam do łoża twojego ojca? Że lubiłam, jak się pocił i chrzškał nade mnš jak winia?My, kobiety, musimy to znosić. Wyjdziesz za mšż i basta, a gdy już urodzisz kilkoro dzieci,powiesz mu nie. Wtedy już nie będziesz musiała go znosić, niech spełnia swoje żšdzez dojarkami!Wyposażona w takie rady na przyszłoć, położyłam uszy po sobie i popadłam w stanotępienia. To jeszcze pół roku, mylałam. Może stanie się cud? Może Bóg powoła mnie doswojej służby, a rodzice pozwolš mi pójć do klasztoru? A może po prostu wczeniej umrę...Nie umarłam. Nie poczułam miłoci do Boga. Ale spotkałam zapomnianego Pana Jelenia w każdym razie, jego wysłannika.Lubiłam konne wycieczki, dawały mi poczucie swobody, która jak wiedziałamniedługo się skończy. Podczas przejażdżek towarzyszyli mi dworscy, ale tego dnia ichobecnoć wyjštkowo mnie irytowała. I, jak już wiele razy przedtem, odskoczyłam w bok,skręciłam między drzewa i popędziłam byle dalej, przed siebie. Dobrze znałam okolicznelasy i nie czułam lęku. Instynktownie uchylałam się przed gałęziami, rumak zwinnieprzeskakiwał pnie i wykroty, a ja miałam się, miałam, jak opętana.Zamilkłam nagle. Wszystkie kolory wyostrzyły się, a cienie przybrały bardziejintensywnš barwę. Było bardzo cicho. Wtedy po raz pierwszy przeszłam barierę wiatów,mimowolnie i na krótko. Wbrew własnej woli wiedziałam, kto za chwilę nadjedziez przeciwnej strony.Było ich tuzin, może więcej. Na pierwszy rzut oka ocenili mojego konia i kosztowne,w żadnym wypadku nie chłopskie, szaty. Przeraziłam się tego, co za chwilę mnie spotka.Wiedziałam, co dzieje się z samotnymi dziewczętami, które niebacznie zapuszczajš się dolasu. Za chwilę rozcišgnš mnie na murawie, po czym wezmš po kolei, jeden za drugim, jedenza drugim i tak wszystkich dwunastu.Tak się jednak nie stało. Póniej dowiedziałam się, że mieli kategoryczny rozkaztrzymania się z daleka od kobiet, niepochodzšcych z ludu. Do słodkich chwil na sianiemusiały wystarczyć im wieniaczki. Szlachetnie urodzone, takie jak ja, miały bogatych ojców,mężów lub narzeczonych. Były warte sporo pieniędzy. Zasłonili mi więc oczy, luno zwišzaliręce, jeden ujšł wodze wierzchowca, i zawieli mnie do swojego siedliska. Do przywódcy, bypostanowił o moim losie.Czarnowłosy chłopak z dobrš rękš do łuku, kilka lat starszy. Nie, już nie chłopak... alerozpoznałam go od razu. Otoczony złš i coraz gorszš sławš, szef bandy banitów, o którychzaczynało być głono. Robin z Locksley, mój dawny ideał i wzór. Robin Hood.Zostałam z nim. Do rodziny już nie wróciłam. Wymarzony ksišżę mojego dzieciństwa stałsię moim kochankiem. Uratował mnie od tego, czego tak bardzo się bałam. Od stanowczociojca, lodowatego zdecydowania matki, od męża zabawiajšcego się gdzie popadnie. Z plotekdowiedziałam się póniej, że ojciec mnie wydziedziczył, a za Gilberta ze Steathford wyszłamoja siostra, Katarina. Już mnie to nie obchodziło. Zachłysnęłam się życiem tak odmiennymod dotychczasowego, że zaszumiało mi w głowie jak mocne wino. Powiedzieć, że się w nimzakochałam to za mało. Moje dziecięce zapatrzenie przekształciło się w uwielbienieniedowiadczonej młódki, którš los zetknšł z mężczyznš pięknym, inteligentnymi posiadajšcym władzę. Robin, przed którym drżeli właciciele majštków. Robin, za głowęktórego szeryf wyznaczył nagrodę Niezwyciężony, buntownik, zbójca. Bohater, który zabierałbogatym i dawał biednym, a przynajmniej tak wierzyłam. Robin, który spierał się z druidami,Robin, który wracał do miejsca schronienia brudny, często ranny. Który udowodnił mi, żesłowa mojej matki o spoconym, chrzškajšcym knurze w łożu można włożyć między bajki.Ten Robin, który potrafił nocami tulić mnie rozpaczliwie albo uderzyć w twarz, gdy niepodobały mu się moje słowa. Stał się moim autorytetem, moim bogiem, moim wiatem.I takim pozostał do końca. Do swojego końca.Z pogromu ucieklimy niewielkš grupkš. Nazir, ja, Will i głupkowaty Match. I włanieten prostoduszny młynarczyk mnie zaskoczył. Zapanował nad panikš. Wskazał dalszš drogę.I patrzył ma mnie wzrokiem pełnym najczystszego, niemal religijnego uwielbienia.Jako kobieta Robina byłam dla jego kamratów niedostępna i daleka. Wielu członkówbandy, chłopskich synów, zwracało się do mnie z szacunkiem panno Marion, czekałamtylko, aż zacznš zdejmować czapki i kłaniać się. Robin był dla mnie wszystkim, ale ja niebyłam wszystkim dla niego, zresztš nie chciałam tego. Nie wyobrażałam sobie życia z kimcałkowicie podległym mojej woli. Byłam dla niego członkiem bandy, wprawnym łucznikiem.Także towarzyszkš w te noce, kiedy sobie życzył. Podejrzewam jednak, że gdybym zginęła,nie odczułby bolenie mojej straty. Kiedy jego kompani przyprowadzili mnie przed jegooblicze, powitał mnie serdecznie, jak dawnš towarzyszkę pogoni za lisem i zawodówstrzeleckich. Chciałam z nimi zostać? Pozwolił mi na to. Pokochałam go... a on potrzebowałkobiety. Duma i pycha nie pozwalały mu zadawać się z dziewczętami ze wsi, jak czynili jegokompani. A gdybym chciała odejć? Nie miałam złudzeń nie pozwoliłby mi. Za dużowiedziałam. Wytyczył linię, za którš nie miałam wstępu. Z Matchem to ja ustalałam tęgranicę.Podobało mi się to. Bardzo podobało. Dawało poczucie władzy, której nie znałam. Gdypatrzyły na mnie niebieskie oczy Matcha, widziały formę i postać doskonałš. Przez momenti ja mogłam uwierzyć, że jestem takš, jakš mu się wydaję dobrš, pięknš i nieskalanš. Jak nadowiadczonego przez życie człowieka, był koszmarnie naiwny. Akceptował wszystko corobię, co mówię, czego chcę. I na swój nieporadny, wzruszajšcy sposób starał mi się to dać.Dawał bez pytania, dawał, bo tego chciałam. Cóż, jestem tylko człowiekiem. Ludzie nie cenišprezentów otrzymanych za darmo.Match byłby dobrym przywódcš, ale nie w tych czasach. Szeryf znalazł na niego sposób,perfidny i skuteczny. Pozbawieni zaplecza, rozdzierani wewnętrznymi nieporozumieniamibanici poszli w rozsypkę, a sam następca Robina odszedł w niesławie, omieszony przezRoberta de Reno i zmuszony szantażem do wykonywania jego rozkazów. Dla mieszkańcówwiosek, którzy dawniej spełniali wszystkie jego proby, stał się zdrajcš. Gdyby pokazał sięw Sherwood, zginšłby z ršk tych samych ludzi, którym z narażeniem życia tyle razy pomagał.Jak wiadomo, pamięć ludzka jest wybiórcza i przechowuje tylko to, co jej akurat wygodnie.Nie zasłużył na taki los.To dzięki niemu poznałam druidów. Kiedy nieopatrznie zdradziłam się przed jednymz jego goci, że zdarza mi się wybiegać wzrokiem w przyszłoć. Match powiedział mipóniej, że przybyły zażšdał, by mnie im oddał. Nieszczęsny, nie wiedział, o co prosi. Matchwpadł we wciekłoć i kazał mu się wynosić. Pół roku póniej sama ich odnalazłami zaproponowałam swoje usługi. Mój kochanek był teraz wysłannikiem szeryfa, a ja musiałamznaleć sobie miejsce, bo nie miałam dokšd wracać. Czciciele dębów? Tak samo dobrzy, jakwszyscy inni. Miałam co, co było im potrzebne. Zaopiekowali się mnš. Oczywicie nie zadarmo. Tym, co we mnie cenili, była łatwoć zapadania w trans. Umiejętnoć, która mogła imsię przydać.Nie byłam aż tak wyjštkowa, by zajšł się mnš ten najważniejszy. W końcu zwrócił na...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]