106. Macomber Debbie - Valerie -Siostry z Orchard Valley1, harlekinum, Harlequin Romance(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DEBBIE MACOMBER
Valerie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Nora? To ty? - W głosie Valerie Bloomfield
zabrzmiała nuta nadziei. Od kilku godzin bezskutecznie
próbowała skontaktować się z siostrą.
- Valerie, skąd dzwonisz? Słabo cię słyszę.
- To dlatego, że jestem gdzieś nad Nebraską...
Przynajmniej tak mi się wydaje, że to Nebraska.
- Z wysokości dziesięciu kilometrów nad ziemią
trudno było się zorientować. - Co z tatą?
Nora zawahała się przez moment, i ta niewielka
pauza wprawiła zaniepokojoną Valerie w panikę.
- Nora...
- Czuje się na tyle dobrze, na ile można było się
spodziewać.
- Powiedziałaś mu, że jestem już w drodze? - Valerie
otrzymała wiadomość w trakcie konferencji służbowej,
która odbywała się w Nowym Jorku. Jej młodsza
siostra najpierw zadzwoniła do biura w Houston,
i dopiero stamtąd przekazano Valerie informację
o tym, że ojciec miał atak serca. Natychmiast pojechała
na lotnisko i złapała pierwszy samolot do Oregonu.
- Tata wie, że jedziesz.
- Czy udało ci się skontaktować ze Steff?
Głębokie westchnienie Nory świadczyło o tym, że
była zawiedziona.
- Tak, ale trwało to całe wieki, bo z moją znajomoś­
cią włoskiego nie mogłam się dogadać. Stephanie
chce złapać cokolwiek, żeby najpierw dojechać do
Rzymu... W tej chwili jest w jakiejś wiosce. To może
potrwać kilka dni. Było okropne połączenie telefonicz-
6
VALERIE
ne i nie wszystko mogłam zrozumieć z tego, co
mówiła. Podobno jest tam jakiś strajk na kolei. Ale
ona zrobi wszystko...
Valerie ze współczuciem pomyślała o Stephanie,
swojej średniej siostrze. Musiała szaleć z niepokoju,
utknąwszy gdzieś na końcu świata, a teraz podejmuje
rozpaczliwe wysiłki, żeby dotrzeć do domu.
- Kiedy przylatujesz? - zapytała z niepokojem
w głosie Nora.
- Według rozkładu samolot ląduje dziesięć po
szóstej.
- Chcesz, żebym wyszła po ciebie na lotnisko?
Mogę...
- Nie - przerwała jej Valerie. Nie podobał jej się
pomysł, żeby Nora opuszczała ojca. - Już zamówiłam
samochód. Powinnam przyjechać w jakieś czterdzieści
minut od chwili wylądowania, więc nie martw się
o mnie.
- Ale przejazd z lotniska do szpitala trwa godzinę.
Nie powinnaś nawet próbować przejechać tej odległości
w krótszym czasie.
W zasadzie jazda zajmowała pełną godzinę, jednak
Valerie chciała dotrzeć do szpitala o wiele szybciej.
- Będę gdzieś koło siódmej.
- A więc do zobaczenia - powiedziała zrezyg­
nowanym tonem Nora.
- Nie martw się, dziecino, wszystko będzie w po­
rządku.
- Ale bądź ostrożna, dobrze? - nalegała błagalnym
tonem Nora. - Gdyby coś ci się przydarzyło, ojciec
by chyba tego nie zniósł.
- Będę uważać - obiecała Valerie, uśmiechając się
na myśl o troskliwości siostry. Wierzyła w jej zmysł
praktyczny. Po krótkim pożegnaniu Valerie odwiesiła
słuchawkę.
Przymykając oczy próbowała odpocząć, ale nada-
7
remnie. Myśli zdawały się mknąć z szybkością światła,
wypełniać głowę, pobudzać tętno.
Umierał ojciec. Jej kochany, najdroższy ojciec...
Jego życie wisiało na włosku, i Valerie ani na moment
nie mogła przestać myśleć o tym, żeby jak najszybciej
być przy nim.
Nie było mowy o śnie. Odszukała saszetkę, wyjęła
z niej tabletki uspokajające. Włożyła jedną do ust
i zawzięcie zaczęła ją ssać.
Zanim połknęła białą jak kreda pigułkę, sięgnęła po
dropsy, które zawsze miała przy sobie. Dwa lata temu
rzuciła palenie i cukierki pomagały jej odzwyczajać się
od nikotyny. Ssała je, ilekroć miała ochotę na papiero­
sa. Valerie czuła, że jest bliska nerwowego załamania.
Wielkie nieba, czy ojciec też... jak matka? Valerie
dopiero niedawno zaczęła dochodzić do siebie po
śmierci matki. Grace Bloomfield zmarła na raka
prawie cztery lata temu, i ta bolesna strata głęboko
wstrząsnęła Valerie. Żeby zapomnieć o bólu, zagrzebała
się po uszy w pracy zawodowej. W ciągu kilku lat
zrobiła olśniewającą karierę w teksańskiej spółce
CHIPS, która produkowała oprogramowanie kom­
puterowe. Będąc najmłodszą osobą w zespole kierow­
niczym, szybko znalazła się w zarządzie spółki.
Ojciec podobnie zareagował na śmierć Grace. Pogrą­
żył się w pracy, spędzając zbyt wiele godzin przy
biurku. Nora skarżyła się na tryb życia ojca, ale Valerie
nie zwracała na to uwagi. Powinna coś zrobić, żeby go
pohamować, namówić do wypoczynku i korzystania
z uroków życia. Już dawno mógł przejść na emeryturę.
Mógł podróżować, zwiedzać egzotyczne kraje, spotykać
się ze starymi przyjaciółmi i zawierać nowe przyjaźnie.
Po śmierci matki Valerie tylko raz udało się namówić
ojca, żeby wyjechał z Orchard Valley, była to dwutygo­
dniowa wycieczka do Włoch połączona z wizytą
u Stephanie.
VALERIE
8
VALERIE
A teraz leżał w szpitalu i walczył o życie.
Dotychczas Valerie nie mówiła mu nic, ponieważ...
no cóż, byli do siebie podobni jak dwie krople wody.
David Bloomfield, tak samo jak ona, chciał swój
smutek utopić w pracy. Valerie przecież nie mogła go
krytykować za to, co sama robiła.
Nim doszła do tego wniosku, zdążyła połknąć dwa
opakowania dropsów i jedno tabletek uspokajających.
Gdy samolot wylądował, Valerie wyszła jako
pierwsza i z podręczną torbą popędziła do wypożycza­
lni samochodów. Już po kwadransie pędziła wschodnią
autostradą do Orchard Valley.
Nora miała rację; dojazd do szpitala w Orchard
Valley zajął Valerie więcej niż czterdzieści minut.
Była na miejscu po... trzech kwadransach. Zajęła
pierwsze lepsze miejsce na parkingu, nie martwiąc się
o to, czy policja nie ściągnie nieprawidłowo zapar­
kowanego wozu. Spieszyła się, żeby zobaczyć ojca.
Kiedy Valerie weszła przez podwójne szklane drzwi
do szpitala, w holu czekała Nora. Siostra była blada,
umęczona, ale na jej widok najwyraźniej się ożywiła.
- Och, Valerie - powiedziała przysłaniając ręką
usta. - Och, Valerie, jakże się cieszę, że jesteś.
- Co z tatą? - zapytała Valerie z zaciśniętym
gardłem. Gdyby kłótliwy ojciec miał w sobie tyle
zuchwalstwa, żeby umrzeć przed jej przyjazdem, to
nigdy by mu tego nie wybaczyła. Ta osobliwa myśl
uświadomiła Valerie jak bardzo ją wyczerpały psychicz­
nie i fizycznie ostatnie przeżycia.
- Spokojnie wypoczywa... jak dotąd.
Valerie uściskała siostrę. Nora wyglądała okropnie,
jej długie blond włosy były potargane, jakby je bez
przerwy odgarniała z twarzy. Jej niebieskie oczy,
zazwyczaj tak wyraziste i pogodne, były zaczerwienione
od łez i niewyspania. Valerie również była zmęczona,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl