106 SW - Walter Jon Williams - Szlak Przeznaczenia, STAR WARS

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Walter Jon Williams
Szlak Przeznaczenia
2
SZLAK PRZEZNACZENIA
WALTER JON WILLIAMS
Przekład
ANDRZEJ SYRZYCKI
3
Walter Jon Williams
Szlak Przeznaczenia
4
Tytuł oryginału
DESTINY’S WAY
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna
MAGDALENA STACHOWICZ
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
RENATA KUK
MARIA RAWSKA
Ilustracja na okładce
CLIFF NIELSEN
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
Copyright © 2002 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
Ali rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Destiny’s way by Ballantine Books
Dla Kathleen Hedges
5
Walter Jon Williams
Szlak Przeznaczenia
6
Wyczytała to wszystko w jego oczach i w drżeniu mięśni policzka. Podziwiała
jego odwagę i niepewność, i kochała go za jedno i drugie.
- To był Jacen - oznajmiła z największą pewnością i stanowczością, na jakie
umiała się zdobyć. - Posługując się Mocą wysłał do mnie myśli. Czułam go. Chciał mi
powiedzieć, że żyje i przebywa w towarzystwie kogoś przyjaznego. - Wyciągnęła rękę i
zaplotła palce na dłoni męża. - Teraz nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Absolutnie żadnych.
Dłoń Hana odpowiedziała uściskiem. Leia wyczula burzę uczuć, jaka musiała
szaleć w jego sercu. Zrozumiała, że w umyśle męża nadzieja walczy z gorzkim
doświadczeniem.
Po chwili zauważyła, że jego brązowe oczy złagodniały.
- Tak. Oczywiście, wierzę ci - powiedział, chociaż z lekką rezerwą, niepewnie,
jakby długie i pełne gorzkich chwil lata nauczyły go nie wierzyć w nic, czego nie
zobaczy na własne oczy.
Leia wyciągnęła ku niemu obie ręce i nie wstając z fotela drugiego pilota,
nieporadnie go uściskała. Kiedy Han odwzajemnił uścisk, poczuła na policzku kłucie
jego zarostu, a chwilę później zapach jego ciała i włosów.
W jej sercu wezbrała fala szczęścia, która musiała znaleźć ujście w słowach.
- Tak, Hanie - powiedziała. - Nasz syn żyje. My także. Cieszmy się. Teraz
możemy być spokojni. Od tej pory wszystko ulegnie radykalnej zmianie.
ROZDZIAŁ
1
Wpatrzona w odległe zimne gwiazdy siedziała na fotelu pilota, który zajmowała
na mocy prawa śmierci. W jej umyśle kłębiły się procedury, a palce machinalnie
przyciskały klawisze i guziki, ale myśli błądziły po lodowatej pustce przestworzy,
zupełnie jakby szukały...
Nie znalazły jednak niczego.
Odwróciła głowę i spojrzała na męża. On także przebierał palcami po pulpicie
kontrolnej konsolety. Patrząc na jego silne ręce, od razu poczuła się spokojniej i
pewniej.
Nagle poczuła, że jej serce zadrżało, jakby dotknięte przez coś, co znajdowało się
pośród odległych gwiazd.
Jacen! - pomyślała.
Dłonie jej męża spoczęły na urządzeniach kontrolnych i iskierki odległych gwiazd
przeistoczyły się w świetliste smugi. Wyglądały jak obserwowane przez szybę, w którą
sieką krople ulewnego deszczu. Uświadomiła sobie, że w tej samej sekundzie to coś
przestało ją dotykać.
- Jacen! - powiedziała głośno, a kiedy zdumiony mąż skierował na nią udręczone
brązowe oczy, powtórzyła jeszcze bardziej stanowczo: - To Jacen!
- Jesteś pewna? - zapytał Han Solo. - Jesteś pewna, że to Jacen?
- Tak! - odparła. - Uwolnił i wysłał do mnie myśli. Poczułam go. To nie mógł być
nikt inny.
- A więc jednak żyje...
- Tak.
Leia Organa Solo doskonale wyczuwała, co dzieje się w umyśle męża. Han sądził,
że ich starszy syn dawno zginął, ale ze względu na nią starał się udawać, że tak nie jest.
Wciąż jeszcze zmagał się z bólem i wyrzutami sumienia, jakie odczuwał na myśl o tym,
że kiedyś odseparował się od pozostałych członków rodziny. Postanowił popierać żonę
bez względu na własne przekonania, chociaż uważał w głębi duszy, że to nie ma sensu.
Leia domyślała się, ile wysiłku musiało go kosztować skrywanie własnych wątpliwości
i rozpaczy.
Idylla trwała, dopóki oboje, trzymając się za ręce, nie weszli do głównej ładowni
„Sokoła Millenium”. Leia wyczuła, że na widok ich gościa - ubranej w nieskazitelnie
czysty i odprasowany szary mundur pani komandor Imperium - Han lekko napiął
mięśnie.
Jej mąż liczył na to, że czas tej wyprawy spędzi tylko w towarzystwie żony.
Chociaż od początku wojny z Yuuzhan Yongami upłynęło wiele miesięcy, spędzili je
na ogół z daleka od siebie; zmagali się też w tym czasie z wieloma kryzysami,
pojawiającymi się najczęściej jeden po drugim. Obecna wyprawa była nie mniej
niebezpieczna niż poprzednie, ale oboje pragnęli spędzić tylko we dwoje czas, jaki
„Sokół” miał lecieć w nadprzestrzeni.
Postanowili nie zabierać nawet noghriańskich ochroniarzy Leii. Nie zamierzali
przewozić żadnych pasażerów, a co dopiero pani oficer Imperium. Na razie Han
zachowywał się przyzwoicie, ale Leia wyczuwała, że cierpliwość męża jest bliska
wyczerpania.
Na ich widok pani komandor zerwała się z krzesła.
- Wyjątkowo zgrabne przejście do nadprzestrzeni, kapitanie Solo - powiedziała. -
Jak na statek złożony z tak... różnorodnych części, pański manewr dobrze świadczy o
umiejętnościach kapitana.
- Dziękuję - burknął Solo.
- Generatory ochronnych pól typu Myomar spisują się doskonale, prawda? -
zapytała Dorja. - To jeden z naszych najlepszych projektów.
 7
Walter Jon Williams
Szlak Przeznaczenia
8
Tak czy owak, niech to licho. Wiedziała, że Dorja ma wielką wprawę w
wygłaszaniu podobnie niepokojących uwag.
- Może zjedlibyśmy obiad? - zaproponowała.
Dorja kiwnęła głową, ale nie zmieniła obojętnego wyrazu twarzy.
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy - powiedziała.
Przydała się później w pokładowej kuchni, gdzie pomagała Hanowi i Leii
nakładać na talerze przyrządzone przez automaty „Sokoła’’ potrawy, ale kiedy Han
zajmował miejsce za stołem i przysuwał talerze z parującym jedzeniem, C-3PO omiótł
zastawiony stół krytycznym spojrzeniem.
- Proszę pana - powiedział. - Księżniczka i była przywódczyni Nowej Republiki
ma pierwszeństwo zarówno przed kapitanem, jak i panią komandor imperium. Pani
komandor natomiast, proszę mi wybaczyć, powinna ustąpić pierwszeństwa generałowi
Nowej Republiki, chociaż tymczasowo przeniesiono pana w stan spoczynku. Generale
Solo, czy nie zechciałby pan być tak uprzejmy i usiąść bliżej szczytu stołu niż pani
komandor Dorja?
Han spiorunował nieszczęsnego Threepia groźnym spojrzeniem.
- Podoba mi się tu, gdzie siedzę - burknął. Nie trzeba dodawać, że zajął miejsce
najdalej od pani komandor Imperium, jak przy tak małym stole było możliwe.
C-3PO sprawiał wrażenie tak zakłopotanego i nieszczęśliwego, jak tylko mógł
wyglądać android o nieruchomej twarzy.
- Ale, proszę pana... - zaczął niepewnie. - Reguły protokołu wymagają...
- Podoba mi się tu, gdzie siedzę - przerwał mu Han, tym razem głośniej i bardziej
stanowczo.
- Ale, proszę pana...
Leia postanowiła odegrać jeszcze raz dobrze sobie znaną rolę tłumaczki i
interpretatorki słów i czynów męża przed resztą świata.
- To będzie nieformalny obiad, Threepio - odezwała się do androida.
See-Threepio nie ukrywał rozczarowania.
- Jak pani sobie życzy. Wasza Wysokość - powiedział.
Biedny 3PO, pomyślała Leia. Zaprojektowano go, aby ustalał reguły protokołów
podczas wystawnych bankietów z udziałem dziesiątków istot najróżniejszych ras i
przedstawicieli setek rządów, tłumaczył ich słowa i łagodził sprzeczki. Tymczasem
Leia ustawicznie wplątywała go w sytuacje, w których ktoś do niego strzelał. W
dodatku ostatnio galaktykę najechała rasa obcych istot zamierzających zniszczyć
wszystkie spotkane na drodze automaty... a co najważniejsze, najeźdźcy odnosili
zwycięstwo za zwycięstwem. Bez względu na to, jak wyglądały nerwy androida,
musiały być napięte do granic wytrzymałości.
Postanowiła, że kiedy to wszystko się zakończy, pozwoli mu brać udział w
setkach oficjalnych przyjęć i bankietów... miłych, kojących nerwy obiadków, podczas
których nie będzie musiał obawiać się skrytobójców, kłótni ani pojedynków na świetlne
miecze.
Cały problem z panią komandor polega na tym, że jest po prostu zbyt
spostrzegawcza, pomyślała Leia. Pani komandor miała mniej więcej trzydzieści lat i
była córką kapitana gwiezdnego niszczyciela. Starannie ukrywała pod czapką munduru
krótko ostrzyżone czarne włosy, a jej sympatyczna, chociaż wyprana z wszelkich
emocji twarz znamionowała zawodową dyplomatkę. Podczas upadku Coruscant kobieta
przebywała na planecie, rzekomo w celu zawarcia umowy handlowej. Leia wiedziała,
że chodziło o zakup mózgów ulbańskich androidów, które miano wykorzystać na
imperialnych farmach hydroponicznych. Zawarcie umowy komplikował fakt, że mózgi
tych androidów można było równie dobrze wykorzystywać do celów wojskowych.
Negocjacje dotyczące certyfikatów końcowego użytkownika mózgów się
przeciągały, ale niewykluczone, że specjalnie prowadzono je w taki sposób, żeby
wiodły donikąd. Zapewne dzięki temu przedłużający się pobyt na Coruscant pozwolił
pani komandor Dorji uważnie obserwować zakończony upadkiem planety szturm
Yuuzhan Vongów na stolicę Nowej Republiki.
Vana Dorja zdołała w końcu odlecieć z Coruscant, ale Leia nie miała cienia
wątpliwości, że jej ucieczkę zawczasu starannie zaplanowano. Potem zaś pani
komandor pojawiła się na Kalamarze, tymczasowej stolicy Nowej Republiki, i
bezwstydnie poprosiła o pomoc w powrocie do przestworzy Imperium. Uczyniła to
dokładnie w tym samym czasie, kiedy Leii powierzono wyprawienie się tam z
dyplomatyczną misją.
Oczywiście nie mogło być mowy o żadnym zbiegu okoliczności. Dorja z
pewnością była imperialnym szpiegiem działającym pod pozorem nawiązywania
kontaktów handlowych. Co jednak Leia miała zrobić? Istniało prawdopodobieństwo, że
Nowa Republika będzie potrzebowała pomocy Imperium, a jego władcy mogli się
poczuć urażeni, że ich przedstawicielka handlowa musiała niepotrzebnie tracić czas,
skoro mogła powrócić szybciej.
Leia miała jednak prawo ustalać pewne zasady i skwapliwie z tego prawa
skorzystała. Wyjaśniła pani komandor, gdzie po pokładzie „Sokoła” może się poruszać,
i poinformowała, do jakich pomieszczeń nie może wchodzić ani nawet zaglądać. Dorja
natychmiast się zgodziła przestrzegać tych zakazów. Zanim weszła na pokład, poddała
się także skanowaniu, które miało ujawnić, czy nie przemyca jakichś przedmiotów ani
zarejestrowanych tajemnic natury technicznej.
Skanowanie niczego jednak nie ujawniło. I nic dziwnego. Jeżeli Vana Dorja
zamierzała przekazać władcom Imperium jakiekolwiek tajemnice, z pewnością
przechowywała je w swoim mózgu.
- Proszę usiąść - odezwała się Leia.
- Wasza Wysokość jest dla mnie bardzo łaskawa - odparła Dorja i usłuchała.
Leia zajęła miejsce przy stole naprzeciwko niej i spojrzała na napełnioną do
połowy sokiem z juri szklankę stojącą na stole przed kobietą.
- Czy Threepio dba o panią wystarczająco dobrze? - zapytała.
- Tak - odparła Vana Dorja. - Jest bardzo uczynny, ale trochę gadatliwy.
Gadatliwy? - pomyślała Leia. O czym właściwie Threepio rozmawiał z tą kobietą?
 9
Walter Jon Williams
Szlak Przeznaczenia
10
wykorzystał czas przeznaczony na pertraktacje w celu przygotowania się do następnych
podbojów.
Leia uświadomiła sobie, że utrzymywanie dyplomatycznego uśmiechu na twarzy
przychodzi jej z coraz większym trudem.
- Imperator Palpatine był zawsze bardzo czuły na punkcie jakiegokolwiek
zagrożenia dla swojej władzy - przypomniała.
Wyczuła, że Han chce coś powiedzieć, ale tym razem nie zdołała go uprzedzić.
- Imperator postąpiłby inaczej, pani komandor - rzekł Solo. - Kazałby
skonstruować superkolosalną machinę mordującą Yuuzhan Vongów. Dowódcy jego
wojska nazwaliby ją Kolosem Supernową, Niszczycielem Galaktyki albo Nozdrzami
Palpatine’a... może też wymyśliliby coś innego, ale równie pretensjonalnego. Wydaliby
na nią miliardy kredytów, zatrudnili tysiące wykonawców i podwykonawców i
wyposażyli w najnowsze cuda śmiercionośnej techniki. I wie pani, co by się stało?
Okazałoby się, że machina nie funkcjonuje! Ktoś zapomniałby przykręcić metalową
płytę przesłaniającą wlot powietrza do głównych reaktorów albo popełniłby podobny
błąd, w wyniku czego zawadiacki pilot Yuuzhan Vongów wrzuciłby tam bombę i
rozsadził machinę na kawałki. Właśnie coś takiego zrobiłby Imperator.
Starając się stłumić śmiech, Leia dostrzegła w piwnych oczach pani komandor
coś, co mogło oznaczać rozbawienie.
- Możliwe, że ma pan rację - przyznała Dorja.
- Wie pani dobrze, że mam rację, pani komandor - odparł Han i nalał sobie
następną szklankę wody.
Triumf Hana został nagle zakłócony przez głośny skowyt wydobywający się z
jednostki napędu nadświetlnego. Cały statek zadrżał. Zawyły syreny ostrzegające o
wykryciu nieznanego obiektu.
Czując, jak jej serce wali w rytm zawodzenia alarmowych syren. Leia spojrzała w
zdumione brązowe oczy męża. Han odwrócił się do pani komandor.
- Przepraszam za przerwę w obiedzie i w rozmowie, która zaczynała się stawać
coraz ciekawsza - powiedział. - Obawiam się jednak, że musimy rozszarpać na kawałki
kilku niemiłych gości.
- Dziękuję wam jeszcze raz, że zgodziliście się zabrać mnie do przestworzy
Imperium - odezwała się Dorja, kiedy skończyli pierwsze danie. - Jakie to szczęście, że
macie tam do załatwienia własne sprawy.
- Wielkie szczęście - przyznała Leia tonem grzecznościowej rozmowy.
- Wasza wyprawa do Imperium musi mieć naprawdę wielkie znaczenie - nie
dawała się zbyć kobieta - skoro opuszczacie rząd w tak trudnej sytuacji.
- Robię tylko to, na czym znam się najlepiej - oznajmiła wymijająco Leia.
- Kiedyś jednak była pani przywódczynią Nowej Republiki - ciągnęła Dorja. - Z
pewnością musi pani zastanawiać się nad możliwością powrotu do władzy.
Leia pokręciła głową.
- Odsłużyłam okres, na jaki mnie wybrano - rzekła.
- I dobrowolnie zrezygnowała pani z władzy? Przyznaję, że tego nie rozumiem. -
Tym razem Dorja pokręciła głową. - W Imperium uczy się nas, żebyśmy nie zrzekali
się odpowiedzialności, którą nas kiedyś obarczono.
Leia zauważyła, że Han unosi głowę, i domyśliła się, że jej mąż wygłosi zaraz
jakąś uwagę. Znała go na tyle dobrze, że nie wątpiła, co usłyszy: „Ma pani całkowitą
rację. Przywódcy Imperium na ogół trzymają się władzy, dopóki ktoś nie pozbawi ich
jej strzałami z laserowych działek”. Albo coś w tym rodzaju. Zanim mąż zdążył
otworzyć usta, postanowiła udzielić bardziej dyplomatycznej odpowiedzi.
- Mądrość polega na tym, żeby wiedzieć, kiedy się dało z siebie wszystko, co
możliwe - stwierdziła i demonstracyjnie wbiła spojrzenie w talerz, na którym
spoczywała aromatyczna pierś hibbasa w sosie z owoców bofa.
Dorja sięgnęła po widelec, ale zatrzymała dłoń kilka centymetrów nad talerzem.
- Mimo to, skoro waszą władzę ogarnął chaos, a rząd udał się na wygnanie - nie
dawała za wygraną - z pewnością potrzebne są rządy silnej ręki.
- Mamy konstytucyjne sposoby wybierania następnego przywódcy - zapewniłają
Leia. Co prawda na razie nie bardzo się sprawdzają przyznała w myśli. Korzystając z
tego, że Senat gonił w piętkę na Kalamarze, senator Pwoe sam ogłosił się następnym
przywódcą Nowej Republiki.
- Życzę szybkiego i bezbolesnego przekazania władzy - odezwała się pani
komandor Dorja. - Miejmy nadzieję, że za bezład i chaos, jakie ogarnęły stolicę
podczas niedawnego kryzysu, ponosi odpowiedzialność rząd Borska Fey’lyi, a nie cała
reszta Nowej Republiki.
- Wypiję za to - oznajmił Han i wysączył do dna szklankę z wodą.
- Nie mogę przestać się zastanawiać, jak z podobnym kryzysem uporałoby się
stare Imperium - podjęła po chwili Dorja. - Mam nadzieję, że wybaczycie mi
jednostronny punkt widzenia, ale wydaje mi się, że na pierwszą wieść o możliwym
zagrożeniu Imperator zmobilizowałby całe wojsko, a potem rozprawiłby się z Yuuzhan
Vongami szybko i skutecznie, rzecz jasna przy użyciu przeważającej siły. Z pewnością
byłoby to lepsze niż polityka Borska Fey’lyi... jeżeli rzeczywiście negocjowanie z
najeźdźcami i równoczesne prowadzenie działań zbrojnych może być uważane za
jakąkolwiek politykę. Bezlitosny przeciwnik uznał takie postępowanie za słabość i
Han wpadł do sterowni, usiadł na fotelu pilota i przede wszystkim wyłączył
alarmowe syreny. Odnosił wrażenie, że ich zawodzenie rozsadza mu czaszkę. Dopiero
potem wyjrzał przez iluminator. Przekonał się, że gwiazdy przyjęły normalną
konfigurację; oznaczało to, że coś wyrwało „Sokoła Millenium” z nadprzestrzeni.
Domyślał się nawet, co takiego, a jego podejrzenia potwierdził rzut oka na pulpit z
wyświetlaczami czujników. Odwrócił się do Leii, jego żona zajmowała pospiesznie
miejsce na fotelu drugiego pilota.
- Albo w pobliżu zmaterializowała się czarna dziura, albo natknęliśmy się na
pozostawioną przez Yuuzhan Vongów grawitacyjną minę - oznajmił ponuro.
Ściślej mówiąc, był to dovin basal, organiczny generator grawitacyjnej anomalii,
wykorzystywany przez Yuuzhan zarówno do napędzania okrętów, jak i do
zakrzywiania otaczającej je przestrzeni. Yuuzhanie rozsiewali dovinbasalowe miny po
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl