1076. DUO Lovelace Merline - Przygodni kochankowie, Gorący Romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Merline LovelacePrzygodnikochankowiePROLOG„Nie mogłabym wymarzyć dwóch piękniejszych, bardziej kochających wnuczek. Odkąd zamieszkały zemną, moje serce przepełnia radość. Dziś, za kilka godzin, Sara poślubi Deva. Nie posiadam się ze szczęścia.Martwię się natomiast o jej młodszą siostrę. Eugenia, która promiennym uśmiechem każdemu potrafipoprawić humor, wiodła dotąd beztroskieżycie.Niestety to się skończyło; teraz musi stawić czołorzeczywistości i mam jedynie nadzieję,żepodoła zadaniu.Ale dość tego. Muszę szykować się naślub,a potem jechać do hotelu Plaza, miejsca tylu ważnychwydarzeń w moimżyciu".Z pamiętnika Charlotte,Wielkiej Księżnej KarlenburghaROZDZIAŁ PIERWSZYGina St. Sebastian uśmiechem pokryła irytację.- Jakiś ty uparty, Jack.- Ja? - Ambasador John Harris Mason III, szczupły opalony szatyn mierzący ponad metr osiemdziesiątwzrostu, lubił nad wszystkim mieć kontrolę. Denerwowało go, kiedy coś szło nie po jego myśli. - Jesteś wciąży, ze mną, a nawet nie chcesz słyszeć o małżeństwie.- Głośniej. Niech wszyscy się dowiedzą. - Gina zerknęła na donice z kwiatami, za którymi skryli sięprzed wzrokiem gości.Znajdowali się w Terrace Room słynnego nowojorskiego hotelu Plaza. W tej pięknej sali z sufitem wstylu włoskiego renesansu z kryształowymiżyrandolamiprzypominającymi te w Wersalu wiele par złożyłoprzysięgę małżeńską.Wesele Sary i Deva przygotowano w rekordowym czasie dwóch tygodni. Majątek pana młodegoniewątpliwie wszystko ułatwił, pomógł również cudotwórca, którego Dev Hunter zatrudniał jako swojegoasystenta. Ale to Gina zaplanowała uroczystość i nie zamierzała pozwolić, aby facet, z którym spędziła jedenszalony weekend, cokolwiek zakłócił.Na szczęście nikt ich nie słyszał. Zespół muzyczny grał, nowożeńcy i goście wirowali po parkiecie.Gina przeniosła spojrzenie z tancerzy na ubraną w koronki, dumnie wyprostowaną kobietę z dłońmi opartymi ouchwyt hebanowej laski. Uff! Księżna była poza zasięgiem słuchu.- Nie mieliśmy okazji porozmawiać od twojego powrotu ze Szwajcarii - rzekł Jack, zniżając głos.Wyleciała do Szwajcarii dzień po tym, jak na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski. Po prostu musiałauciec z Los Angeles, pooddychaćświeżymalpejskim powietrzem, przemyśleć wszystko. Po dwudziestuczterech godzinach podjęła decyzję i udała się do nowoczesnej kliniki w Lucernie. Dziesięć minut późniejopuściła ją. Wcześniej, spanikowana, zadzwoniła do siostry, a potem do seksownego dyplomaty, który terazstał naprzeciwko niej.Zanim Sara doleciała z Paryża, Gina zdołała się opanować. Jej spokój jednak prysł, gdy w Lucerniepojawił się Jack. Nie spodziewała się ani jego przyjazdu, ani tego,żeucieszy się z jej decyzji o urodzeniudziecka.Prawdę rzekłszy, sama była zaskoczona. Uchodziła za osobę lekkomyślną; uwielbiała weekendowewypady do Biarritz i pływanie jachtem po Morzu Karaibskim. Księżna starała się zapewnić wnuczkomdostatnieżycie.Dopiero niedawno dowiedziały się, ile to ją kosztowało.Od tej pory Gina postanowiła sama zarabiać na swoje utrzymanie.Niestety zajęcia, których się imała, szybko ją nużyły. Praca modelki okazała się beznadziejna.Denerwowały ją nagrzane reflektory i kapryśni fotograficy. Towarzyszenie małym grupom turystów wpodróżach po europejskich stolicach, kiedy stale musiała szukać zaginionych bagaży albo załatwiać zmianępokoju, bo komuś akurat nie podobał się widok z okna, też jej nie wciągnęło.LTRPo kursie gotowania w słynnej włoskiej akademii kulinarnej zatrudniła się w restauracji. Wytrwałatydzień. Kiedy zniecierpliwiony szef przeniósł ją z kuchni do biura, nagle odkryła,żejest dobra w planowaniuprzyjęć.I właśnie z tego zamierzała się utrzymać: z urządzania imprez dla sławnych i bogatych. Najpierw jednakmusiała przekonać Jacka,żenie interesuje jej małżeństwo.- Doceniam twoją troskę, ale...- Troskę? - Nie podniósł głosu, ale sprawiał wrażenie, jakby z trudem nad sobą panował.Sześć tygodni temu ich spojrzenia spotkały się nad głowami ludzi w zatłoczonej sali konferencyjnej.Powietrze stało się naelektryzowane. A potem...Och, przestań! Zapomnij o tym, co się wydarzyło. O ogniu, o pocałunkach. To się nie powtórzy.- Ale chyba sam musisz przyznać - ciągnęła z wymuszonym uśmiechem -żeto nie jest odpowiedni czasani miejsce na taką rozmowę.- Więc wyznacz czas i miejsce - zażądał.- W porządku. - Westchnęła. - Jutro w południe. W Boathouse w Parku Centralnym.- Doskonale.- Poprosimy o stolik w ustronnym kąciku i porozmawiamy jak dwoje dojrzałych ludzi.Dojrzałych? Do tej pory wiodła lekkie przyjemneżycie.Jeśli wpadała w tarapaty, wiedziała,żebabkalub Sara ją z nich wyciągną. Wszystko zmieniło się dziesięć minut po wykonaniu testu ciążowego.Nie próbował jej zatrzymać. Miała rację: to nie był odpowiedni czas ani miejsce. Nie bardzo jednakwierzył,żejutro jego racjonalne argumenty trafią jej do przekonania.Spędził w sumie pięć dni w towarzystwie Giny: jeden długi zwariowany weekend i dwa dni wSzwajcarii. Wiedział,żejest pełna sprzeczności: czasem wyniosła, zmysłowa, a czasem ciepła, zabawna, dorany przyłóż. Doskonale wykształcona, a zarazem dziecięco naiwna. Nie interesowała jej polityka, chybażejakieś wydarzenie miało bezpośredni wpływ na nią, siostrę lub babkę.Stanowiła jego przeciwieństwo. On pochodził z rodziny, która dawno temu zapuściła korzenie wWirginii i uważała,żewielkie bogactwo wiąże się z równie wielką odpowiedzialnością. W chwilach kryzysuojciec i dziadek byli doradcami prezydentów. On sam był na kilku placówkach dyplomatycznych, zanim wwieku trzydziestu dwóch lat został ambasadorem przy Departamencie Stanu. Wyjeżdżał do najbardziejniespokojnych miejsc naświecie.Niedawno wrócił do Waszyngtonu i korzystając z doświadczenia, ulepszałprocedury zwiększające bezpieczeństwo dyplomatów amerykańskich naświecie.W pracy spędzał długie godziny, często stres dawał mu się we znaki, ale nie pamiętał, aby ktokolwiekwywołał w nim większą frustrację niż Gina. Psiakrew, ona nosi jego dziecko, któremu zamierzał dać nazwisko.Dziecko, o które tak bardzo starali się z Catherine...Przeszył go znajomy ból, już nie tak ostry jak dawniej, ale wciąż piekący. Wszystko wokół stało sięzamazane, rozmowy ucichły. Niemal ją widział, niemal słyszał jej głos. Catherine, mądra, mająca doskonałerozeznanie polityczne, dojrzałaby ironię losu. Powiedziałaby...- Napijesz się, Mason?LTROgromnym wysiłkiem woli wymazał sprzed oczu obraz zmarłejżonyi odwrócił się do nowożeńca. DevHunter wyciągnął w jego stronę szklankę whisky.- Widziałem, jak rozmawiasz z Giną i uznałem,żeprzyda ci sięłykszkockiej.- Słusznie uznałeś. Dzięki.- Za siostry St. Sebastian - powiedział Dev, spoglądając na pogrążone w rozmowie kobiety. - Trochę sięnabiegałem, ale w końcu doprowadziłem Sarę do ołtarza. Może tobie też się uda.Podnosząc szklankę do ust, Jack również popatrzył na siostry. Szczupła ciemnowłosa Sara weleganckiej sukni promieniała blaskiem właściwym dla panny młodej. Jasnowłosa, pełnażyciaGina, którejciało jeszcze nie zdradzało oznak ciąży, była nieco hojniej od siostry obdarzona przez naturę. Ognista,dopasowana do figury suknia z wycięciem na plecach podkreślała jej zmysłowe kształty.Jack odruchowo zacisnął palce na szklance. Choć minęło sześć tygodni, wciąż pamiętał te jedwabistewłosy, niebieskie oczy i ponętne krągłości. Zużyli całe opakowanie prezerwatyw, ale los splatał im figla.- Uda się. Na bank.Dev Hunter zamierzał coś powiedzieć, ale w tym momencieżonaprzywołała go palcem.- Pogadamy, jak wrócę z podróży poślubnej. - Przechodzącemu kelnerowi oddał pustą szklankę, zrobiłkrok w stronężony,po czym przystanął. - Gina ma w sobie wiele z księżnej, a skoro o wilku mowa...Nagle Jack ujrzał zbliżającą się drobną siwowłosą matronę w koronkowej sukni z długimi rękawami.Kilka pierścieni zdobiło jej dotknięte artretyzmem palce. Opierając się na lasce, Charlotte skinęła na Deva.- Gina mówi,żepowinniście się z Sarą przebrać. Za godzinę wylatujecie.- To mój samolot, Charlotte. Bez nas nie poleci.- Zostaw nas, Devonie. Chcę zamienić słowo z ambasadorem Masonem.Jack instynktownie się wyprostował. Znałżyciorysksiężnej, wygrzebał wszystko, co DepartamentStanu miał na jej temat. Charlotte St. Sebastian, Wielka Księżna Karlenburgha, opuściła swój kraj ponad półwieku temu, gdy rządy przejęli komuniści. Po brutalnej egzekucji męża uciekła z maleńką córeczką iklejnotami wartymi fortunę, które ukryła w pluszowym misiu. Zamieszkała w Nowym Jorku, należała do elitytowarzyskiej i literackiej miasta. Niewielu jej bogatych przyjaciół miałoświadomość, żeta dumna arystokratkaod lat wyprzedaje biżuterię, aby utrzymać siebie oraz wnuczki, którymi opiekuje się od tragicznejśmierciichrodziców.- Przed chwilą rozmawiałam z Giną - oznajmiła starsza dama. - Podobno wciąż nalega pan na małżeń-stwo?- To prawda.- Dlaczego?Korciło go, aby zacytować Ginę i powiedzieć,żenie jest to odpowiedni czas ani miejsce na takierozmowy, ale harde spojrzenie księżnej przywołało go do porządku.- To chyba oczywiste. Gina jest w ciąży. Ze mną. Pragnę jej i dziecku ofiarować swoje nazwisko.- Ma pan zastrzeżenia do nazwiska St. Sebastian? - spytała chłodno księżna.Cholera! I on uważał się za dyplomatę? Księżna uniosła laskę i trąciła go nią w pierś.- Naprawdę pan wierzy,żedziecko jest jego?LTR [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl