1098. DUO Lane Elizabeth - Mężczyzna który szuka zemsty, e-book, Gorący Romans
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Elizabeth LaneMężczyzna, który szuka zemstyTłumaczenie:Anna SawiszROZDZIAŁ PIERWSZYSan Francisco, Kalifornia, 11 lutegoTytuł na drugiej stronie bił po oczach.„To już dwa lata. Nadal ani śladu wdowy po szefie fundacji. Pieniędzy również nieodnaleziono”.Cal Jeffords przeklął i zgniótł w dłoni gazetę. Nikt nie powinien mu przypominaćo drugiej rocznicy samobójstwa najlepszego kumpla i wspólnika w interesach. A jużna pewno nie za pomocą tego niewyraźnego zdjęcia, na którym Nick stoi obokswojej żony Megan. Cal dobrze pamiętał jej urodę gwiazdy, dizajnerskie ciuchy,pokazowy dom wart miliony. No i ten przerażający brak zwykłej ludzkiejprzyzwoitości, który pozwolił jej na kradzież funduszy organizacji charytatywneji pozostawienie męża, który samotnie musiał borykać się z poczuciem hańby.Rozgoryczony wrzucił gazetę do kosza na śmieci.Nie miał najmniejszych wątpliwości co do winy Megan, jednak nawet po dwóchlatach prześladowały go dwa pytania: jak i dlaczego?Czy Megan zmusiła Nicka do tego czynu? Czy dla wystawnego życia NickRafferty byłby zdolny do zdefraudowania milionów z konta fundacji J-COR? A możeto Megan podjęła pieniądze, a Nicka zmusiła, by wziął winę na siebie? Miała wielemożliwości wyprowadzenia kasy ze społecznych zbiórek. Cal dobrze o tymwiedział.Pewności jednak nie miał. Nazajutrz po ujawnieniu skandalu znalazł Nickaz głową na blacie biurka. Dłoń przyjaciela wciąż ściskała pistolet, który pozbawił gożycia. Po pogrzebie w ścisłym gronie rodziny i przyjaciół Megan zniknęła. Pieniędzy,które miały ulżyć doli uchodźców z krajów trzeciego świata, nie udało się odzyskać.Nie trzeba być geniuszem, żeby powiązać te fakty.Cal nie miał sił ani chęci, by usiąść. Wyprostował się i podszedł do okna. Atutemjego gabinetu na dwudziestym siódmym piętrze wieżowca będącego siedzibą J-CORbył wspaniały widok na zatokę i rozciągający się nad szarą wodą Golden Gate. A zamostem, jak okiem sięgnąć, tylko wzburzone fale Pacyfiku…Megan gdzieś tam musi być. Cal czuł to i to poczucie go bolało. Wyobrażał jąsobie w odległym egzotycznym kraju, gdzie – dzięki pieniądzom ukradzionym jegofundacji – żyje sobie niczym królowa.Martwił się oczywiście zniknięciem funduszy. To był bolesny cios w podstawydziałalności organizacji. Bardziej jednak przerażała go niebywała nikczemność tegoczynu. Jak można było zabrać pieniądze przeznaczone na żywność, wodę pitną i lekiw obszarach najgorszej ludzkiej nędzy?Po śmierci męża Megan w żadnej formie nie zasygnalizowała chęci odkupieniaswego czynu. A to już była najwyższa podłość.Mogła przecież zwrócić pieniądze, nikt by jej o nic nie pytał. A nawet jeśli, jakutrzymywała, była niewinna, mogła przecież zostać i pomóc w poszukiwaniach.Wolała jednak po prostu uciec. To utwierdzało Cala w przekonaniu o jej winie.Gdyby nie miała nic do ukrycia, nie zniknęłaby bez śladu. W tym była dobra.Zacieranie śladów to jej specjalność. Żaden z wynajętych detektywów nie byłw stanie jej namierzyć.Ale Cal nie należał do ludzi, którzy łatwo się poddają. Znajdzie ją, nadejdzie takidzień. A wtedy Megan Rafferty zapłaci za wszystko.– Panie Jeffords…Na dźwięk swego nazwiska Cal odwrócił się. W drzwiach gabinetu stałarecepcjonistka.– Harlan Crandall chce się z panem widzieć. Ma pan czas przyjąć go teraz czymam umówić spotkanie?– Niech wejdzie.Crandall był ostatnim z detektywów zatrudnionych przez Cala do odnalezieniaMegan. Niski łysiejący mężczyzna o niewyszukanych manierach nie rokował anitrochę lepiej niż jego poprzednicy. Przyszedł jednak niezapowiedziany, prosiło spotkanie. Może coś znalazł?Cal usiadł, a Crandall wszedł do pokoju. Miał na sobie zmięty brązowy garnitur,w ręku trzymał wysłużoną brezentową teczkę.– Proszę usiąść, panie Crandall. – Cal wskazał ręką krzesło przy końcu biurka. –Ma pan coś nowego?– To zależy. – Crandall postawił teczkę na blacie i wyjął z niej szarą kopertę. –Zatrudnił mnie pan, żebym odnalazł panią Rafferty. Zna pan przypadkiem jejpanieńskie nazwisko?– Oczywiście. Cardston. Megan Cardston.Crandall pokiwał głową, poprawiając na nosie druciane okulary.– W takim razie może mam panu coś do powiedzenia. Moi informatorzynamierzyli Megan Cardston, której rysopis odpowiada wyglądowi poszukiwanejprzez pana kobiety. Jest pielęgniarką, pracuje jako wolontariuszka w pańskiejfundacji.Cal wstrząsnął się odruchowo.– Niemożliwe – mruknął. – To musi być zbieg okoliczności. Jakaś inna kobieta nosito samo nazwisko i wygląda podobnie.– Może i tak. Proszę przejrzeć te dokumenty i podjąć decyzję. – Crandall rzuciłkopertę na biurko.Cal otworzył ją. Było w niej kilka kartek wyglądających na ksero skierowań czyspisów zatrudnionych. Jego uwagę przykuła zamazana czarnobiała fotografia.Patrząc na nią, usiłował przypomnieć sobie Megan – długie platynowe starannieułożone włosy, diamentowe kolczyki, nienaganny makijaż. Nawet na pogrzebiemęża udało się jej zachować aparycję hollywoodzkiej bogini, jeśli nie liczyćprzymglonych bólem oczu.Kobieta na zdjęciu wyglądała na nieco starszą i szczuplejszą. Nosiła słoneczneokulary i bluzę khaki. Jasnobrązowe włosy były krótko obcięte i rozwichrzone,twarz bez śladu szminki. W tle widać było tylko niebo.Cal przyglądał się mocno zarysowanej linii szczęki, arystokratycznemu nosowii pełnym zmysłowym wargom. Najchętniej nie przyznałby się przed samym sobą, żejest prawie pewien. Ciągle miał w pamięci twarz Megan, a kobieta ze zdjęcia, mimoże miała ukryte oczy, wyglądała tak samo. Teraz przypomniało mu się, że Meganprzed poślubieniem Nicka pracowała jako pielęgniarka na chirurgii. Czy naprawdęmiał przed sobą obraz kobiety, która wymykała mu się przez nieskończenie długiedwa lata? Jest tylko jeden sposób, by się przekonać.– Gdzie zrobiono to zdjęcie? – zapytał. – Gdzie teraz jest ta kobieta?Crandall zdjął teczkę z biurka i zatrzasnął ją, mówiąc krótko:– W Afryce.Arusza, Tanzania, 26 lutegoMegan chwyciła nowo narodzone dziecko i lekko uszczypnęła je w chudypośladek.Zero reakcji.Wymierzyła trochę mocniejszego klapsa, poruszając wargami w bezgłośnymbłaganiu. Jeszcze chwila ciszy i nagle rozległo się zdyszane kwilenie. Piękniejszegodźwięku nie słyszała nigdy w życiu. Co za ulga. Z wrażenia omal nie zemdlała.Poród pośladkowy był piekielnie trudny, trwał i trwał. To, że matka i dzieckoprzeżyły, należało uznać za cud.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]